poniedziałek, 4 czerwca 2012

Hurra! Dotarły moje nagrody :)

Jakiś czas temu brałam udział w kilku konkursach i dziś dotarły do mnie dwie nagrody. Pierwsza to książka W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole. Konkurs był organizowany na Durszlaku i polegał na przygotowaniu jednej z potraw z tej właśnie książki.  W serwisie Durszlak były udostępnione wybrane przepisy. Zrobiłam kilka potraw, ale wygrały faszerowane pieczone bakłażany. Książkę na razie tylko pobieżnie przejrzałam, ale już nie mogę się doczekać kiedy zacznę ją czytać i  wypróbowywać zamieszczone tam przepisy. Coś czuję, że wszystkie będą tak smaczne jak te, które do tej pory zrobiłam :):):) Książka jest dość gruba - ma ponad 400 stron -  więc ciekawych przepisów jest w niej na pewno mnóstwo.


Zdjęcie pochodzi ze strony durszlak.pl




A druga nagroda, która do mnie dzisiaj dotarła to zestaw do sushi :) Wygrałam go w konkursie organizowanym na blogu Smacznej Pyzy. Zadanie konkursowe polegało na opisaniu dlaczego chciałoby się pojechać do Japonii. Podróż do Japonii jest jednym z moich wielkich marzeń, napisałam więc to co mi serce dyktowało i wygrałam :) Bardzo się cieszę z tego zestawu. Już dawno nie robiłam sushi, ale że za kilka dni lecę do Oslo, więc planuję zabrać ze sobą ten zestaw i zrobić tam sushi ze świeżutkiego łososia norweskiego. W skład zestawu wchodzi ryż do sushi, ocet ryżowy, sos sojowy, płaty nori, wasabi i mata bambusowa do formowania sushi. Porcje nie są duże, ale idealne żeby zabrać je do Oslo :)


Zdjęcie pochodzi ze strony smacznapyza.blogspot.com

Trochę mnie zdenerwował kurier, który miał dostarczyć mi ten zestaw. Zadzwonił do mnie rano i zapowiedział, że będzie między godziną 13:30 a 14:30, więc od godziny 13 siedzę w domu i czekam... I czekam... I czekam... W końcu o 16 do niego zadzwoniłam z pytaniem gdzie jest i czy zamierza w ogóle dzisiaj się pojawić, a on mi mówi, że był jednak przed godziną 13 i zostawił mi przesyłkę u sąsiadów. Normalnie witki opadają!!! Ale grunt, że zestaw do mnie dotarł :)



Bażant w pomarańczach na otarcie łez

Firma mojego Męża wysłała go na dość długie szkolenie do Oslo, więc zostałam sama... Ale na szczęście sama tylko na 5 dni, bo w sobotę skoro świt mam samolot do Oslo :):):) W niedzielę na ostatni obiad przed wylotem Krzyśka zrobiłam bażanta w pomarańczach. Od jakiegoś czasu czekał spokojnie w zamrażarce i planowałam przyrządzić go w moje urodziny, które obchodzę w pierwszy dzień lata lub kilka dni później w  2. rocznicę naszego ślubu. Ale że i moje urodziny i naszą rocznicę ślubu spędzimy w Norwegii, to bażant został zjedzony już teraz. 





  • 1 młody bażant 
  • 1 łyżeczka soli
  • 1/2 łyżeczki pieprzu
  • 2 plastry słoniny 
  • 1/4 l świeżo wyciskanego soku pomarańczowego
  • 2 łyżki oleju
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
  • 1/8 l wytrawnego białego wina
  • kostka bulionowa z dziczyzny
  • 1/4 l kwaśnej śmietany
  • 150 g winogron
  • 30 g orzechów włoskich
  • szczypta pieprzu cayenne


Bażanta myjemy, osuszamy i oprószamy solą i pieprzem zewnątrz i w środku. Piersi ptaka owijamy cienkimi plastrami słoniny i obwiązujemy sznurkiem wędliniarskim lub bawełnianą nitką. W garnku rozgrzewamy olej, wkładamy do niego bażanta i zrumieniamy go ze wszystkich stron. Sok z pomarańczy łączymy z winem i kostką bulionową, a następnie całość doprowadzamy do wrzenia. Powstałym wywarem podlewamy bażanta i dusimy przez około 60-70 minut. W czasie gdy bażant się dusi, przygotowujemy sos. Winogrona kroimy na połówki, usuwamy pestki, łyżeczką wyciągamy miąższ i dodajemy do mąki ziemniaczanej wymieszanej ze śmietaną.  Bażanta wyciągamy z garnka, usuwamy nici i słoninę, skrapiamy go wodą i krótko opiekamy na patelni, żeby skórka się przyrumieniła. Wodę pozostałą z duszenia bażanta cedzimy , dodajemy do zrobionego wcześniej sosu i podgrzewamy. Do sosu dodajemy posiekane orzechy włoskie  i doprawiamy do smaku.