To drugie bułeczki, które upiekłam w życiu i zarazem pierwsze całkowicie pszenne. I tym razem bułeczki powstały z braku ochoty na odwiedzenie piekarni - czyli mówiąc prosto z mostu - z lenistwa. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :) Bułeczki wyszły pyszne, z lekko chrupiącą skórką i delikatnym wnętrzem. A cudowny zapach który wypełnił mieszkanie podczas ich pieczenia czuję jeszcze do tej pory :):):)
- 500 g mąki pszennej
- 175 ml ciepłej wody
- 75 ml ciepłego mleka
- 25 g świeżych drożdży
- 1,5 łyżeczki soli
- 1 łyżeczka cukru
Drożdże i cukier mieszamy z ciepłym mlekiem i odstawiamy na 15 minut w ciepłe miejsce. Po tym czasie wyrośnięte drożdże dodajemy do mąki wymieszanej z solą. Stopniowo dolewamy wodę i wyrabiamy elastyczne i gładkie ciasto. Miskę z ciastem przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia. Gdy ciasto wyrośnie, czyli zwiększy swoją objętość o około 100%, formujemy z niego okrągłe bułeczki, układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i odstawiamy na 10 minut. Przed pieczeniem na środku każdej bułki robimy przedziałek - ja zrobiłam go trzonkiem drewnianej łyżki, przyciskając ją prawie do samego spodu bułki. Bułeczki pieczemy w przez około 25 minut w temperaturze 180 stopni C.