Dzisiaj święto naszych ukochanych Babć, a jutro Dzidziusiów.
Nie zapomnijcie ich odwiedzić w tym dniu. Ja zostawiam Wam przepis
na ostatnie już czekoladki, które zrobiłam i jadę obdarować nimi
Babcię Helenkę i Dziadziusia Zdzisia :)
- 200 g białej czekolady
- 100 ml świeżo wyciśniętego soku z granatów
- 1 łyżeczka żelatyny
- 2 łyżki śmietany 30%
- 1 łyżka cukru
Czekoladę łamiemy na kostki i rozpuszczamy w kąpieli wodnej. W rozpuszczonej czekoladzie maczamy pędzelek i smarujemy dokładnie cienką warstwą wnętrze foremek. Foremki wkładamy na kilka minut do lodówki. Następnie podgrzewamy czekoladę i ponownie smarujemy nią wnętrze foremek i znowu wkładamy je do lodówki. Czynności te powtarzamy 3-4 razy. Im więcej razy to zrobimy tym grubszą ściankę będą miały czekoladki. Następnie przygotowujemy nadzienie: żelatynę namaczamy w 3 łyżeczkach wody, a sok z granatów podgrzewamy razem z cukrem, cały czas mieszając do czasu aż cukier się roztopi. Do gorącego soku dodajemy żelatynę i mieszamy aż się rozpuści. W ten oto sposób powstała nam galaretka z grantów :) Śmietanę ubijamy, tak aby była puszysta. Taką małą ilość śmietany ubiłam spieniaczem do mleka. 2/3 soku z żelatyną łączymy z ubitą śmietaną i dokładnie mieszamy. Nadzieniem tym wypełniamy wnętrze czekoladek do około 3/4 wysokości i odstawiamy je do lodówki. Gdy nadzienie stężeje, ponownie rozpuszczamy czekoladę i dopełniamy nią foremki. Czekoladki zostawiamy w lodówce do całkowitego stężenia. Do zrobienia tych czekoladek użyłam foremek, które na wierzchu miały wgłębienie, więc po wyjęciu z formy postanowiłam je wypełnić pozostałą galaretką z granatów. Przyznam Wam się, że ze wszystkich czekoladek, które zrobiłam, te są moimi ulubionymi. Mają tylko jeden minus: trzeba je przechowywać w lodówce, ze względu na galaretkę, która w temperaturze pokojowej zaczyna się rozpuszczać.
No i nie zapominajcie o KONKURSIE :)