środa, 29 maja 2013

Kulinarne pogaduchy w Alebriche


Jakiś czas temu w Teatrze Łaźnia Nowa były organizowane warsztaty kuchni meksykańskiej. Niestety nie udało mi się na nie dotrzeć, mimo że bardzo się starałam.  Na warsztatach była natomiast moja przyjaciółka Justyna i Małgosia z bloga Zdrowa Kuchnia Sowy. Dziewczyny dostały kupony rabatowe do Restauracji Alebriche, która prowadziła te warsztaty i wymyśliły, że musimy się tam wszystkie razem wybrać. W końcu udało nam się znaleźć termin, który wszystkim pasował i wczoraj spotkałyśmy się w meksykańskiej restauracji Alebriche na ul. Karmelickiej 56 w Krakowie. Bardzo miło i smakowicie spędziłyśmy popołudnie. Postanowiłyśmy, że w ostatnim tygodniu każdego miesiąca będziemy się spotykały w jakimś ciekawym kulinarnie miejscu. I tak narodziły się Kulinarne Pogaduchy, czyli rozmowy o wszystkim i o niczym przy dobrym jedzeniu. Następne spotkanie w ostatnim tygodniu czerwca - może ktoś z Was chce dołączyć? :)




Restauracja Alebriche bardzo mi przypadła do gustu. Zarówno pod względem kuchni jak i wystroju.  Byłam już w kilku meksykańskich restauracjach i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w Alebriche jest prawdziwa meksykańska kuchnia, a nie jakiś meksykański fast food, jak ma to miejsce w innych lokalach. Gotują tu rodowici Meksykanie, więc jest naprawdę meksykańsko. Wnętrze jest proste i bardzo kolorowe. Mimo wielu barw wszystko idealnie do siebie pasuje i  od razu nasuwa skojarzenia z Meksykiem. 






Nazwa - Alebriche - wywodzi się od meksykańskiego rękodzieła wykonanego z papieru lub drewna, pomalowanego w wesołe i przyciągające oko kolory. Zazwyczaj przedstawia wymyślone zwierzę, złożone zarówno z elementów realnych jak i fantastycznych. Nazwa zobowiązuje, więc wewnątrz restauracji można znaleźć wiele takich figurek :)






Na początek zamówiłyśmy coś do picia. Wszystkie zdecydowałyśmy się na świeżą wodę
 z sezonowych owoców. Tego dnia była truskawkowa i była pyszna. A co to takiego?
 To po prostu truskawki zmiksowane z lodem i odrobiną wody. 




Następnie zamówiłyśmy nachosy z zestawem 4 sosów. 
 Porcja była bardzo duża i z trudem się powstrzymałyśmy żeby nie zjeść
 wszystkich na raz, bo przecież jeszcze chciałyśmy spróbować czegoś innego. 
Warto wspomnieć, że nachosy są robione w restauracji
 i od razu mozna było poczuć, że są świeże. 




Po przystawce przyszła pora na zupy. Dziewczyny zdecydowały się na kremową
 zupę z fasoli ze smażoną tortillą i śmietaną. Zupa bardzo i m smakowała. I mi również,
 bo nie byłabym sobą, gdybym im nie skradła kilku łyżek z talerzy :)




Ja zdecydowałam się na zupę aztecką. Jest to zupa na bazie pomidorów i chilli, również 
ze smażoną tortillą i śmietaną, a także z serem. Zupa jest wyrazista w smaku, lekko 
pikantna i moim zdaniem jeszcze smaczniejsza niż krem z fasoli. Justyna
 i Małgosia  uznały, że jest bardzo ostra, ale dla mnie była w sam raz. 




Po nachosach i zupie byłyśmy tak najedzone, że żadnego dnia głównego już byśmy nie zmieściły.
Ale na deser oczywiście znalazłyśmy miejsce :) Dziewczyny solidarnie zamówiły tartę czekoladową.
Była bardzo dobra, chociaż ciut za bardzo spieczona. 




A ja znowu się wyłamałam i zamówiłam sobie pan de elote, czyli ciasto na bazie mąki
 kukurydzianej i młodej kukurydzy, podane z obłędnym sosem. To ciasto było
 boskie! Ja chcę na nie przepis! I na sos także! Normalnie niebo w gębie! 
A pomyśleć, że się wahałam czy nie zamówić tarty 
czekoladowej tak jak Dziewczyny... :) 




Za taką ilość jedzenia i picia dla 3 osób zapłaciłyśmy naprawdę przyzwoitą cenę.
 Wprawdzie to kwota już po 10% rabacie, ale i bez rabatu jest całkiem ok :)




Na pewno jeszcze zawitam do Alebriche, żeby spróbować jakiegoś dania głównego.
No i oczywiście na moją nową wielką miłość, czyli na ciasto z kukurydzy :)

A to nasza ekipa Kulinarnych Pogaduch. Następne spotkanie w tym gronie za miesiąc.
Jeszcze nie wiemy gdzie, ale jesteśmy pewne, że równie miło spędzimy czas :)