Ostatnio u nas na obiad często pojawiają się steki. Krzysiek spontanicznie je kupuje, przybiega do domu i testuje różne stopnie wysmażenia. Nie powiem: odpowiada mi to i to bardzo. Bo nie dość, że obiad robi się błyskawicznie, to jeszcze jest smaczny. Ale wiadomo, że nawet najlepszy kawał mięcha kupiony w sklepie, to nie to samo co wołowina sezonowana na sucho. Dlatego też na mój urodzinowy obiad wybraliśmy się do otwartej jakiś czas temu restauracji Ed Red, która jak dotąd jest jedyną w Polsce restauracją sezonującą mięsa na sucho. Do odwiedzin w Ed Red dodatkowo zachęciła nas osoba szefa kuchni Adama Chrząstowskiego, który wcześniej był szefem kuchni w restauracji Ancora i właśnie tam miałam możliwość poznać go podczas warsztatów kulinarnych. Ed Red znajduje się parę metrów od Rynku Głównego, na ul. Sławkowskiej 3. Wnętrze jest proste, można nawet powiedzieć, że surowe, ale nie onieśmiela. W każdym razie wystrój Ed Reda bardzo nam się spodobał i dobrze się tam czuliśmy. Zaraz po wejściu do restauracji rzuca się w oczy duża szafa, w której sezonuje się na sucho mięso. W ciągu kilkunastu dni dojrzewają w niej najlepsze elementy wołowiny od lokalnych hodowców, stając się miękkie i soczyste. Można sobie wszystko na spokojnie pooglądać - w każdym razie nikt się nie dziwił, że przez kilka minut staliśmy i oglądaliśmy kawały mięcha w szafie :)
Zdjęć nie mamy zbyt wielu i są raczej kiepskiej jakości, bo robione telefonem. Jakoś tak głupio było mi wyskoczyć z dużym aparatem - chyba się starzeję, bo wcześniej nie miałam z tym problemu :) Ale wracając do Ed Reda, to zarezerwowaliśmy sobie stolik przy oknie, z widokiem na ulicę Sławkowską.
Zajął się nami kelner, który zrobił na nas naprawdę duże wrażenie swoją wiedzą na tema mięs i ich stopnia wysmażenia. Umiał odpowiedzieć na każde nasze pytanie - tak więc duży plus za obsługę! Zrezygnowaliśmy z przystawek, ale od szefa kuchni dostaliśmy starter. Niemniej jednak, jeśli ktoś ma ochotę, to w menu przystawkowym jest kilka pozycji, które brzmią interesująco, np. świńskie frytki, kiełbasa z pstrąga czy też cielęce podroby na grzankach z rusztu.
A co zamówiliśmy? Oczywiście sezonowane steki!
Krzysiek wybrał sobie T-Bone, czyli rostbef z polędwicą na kości,
a do tego domowe frytki i grillowane warzywa.
Natomiast ja zdecydowałam się na Rib Eye, czyli antrykot. A do tego również
domowe frytki oraz pomidory z ziołami i dymką. Steki były wysmażone tak
jak zamówiliśmy, czyli średnio krwiste i bardzo nam smakowały!
Do każdego ze steków podawany jest jeden z 6 sosów.
Po takich kawałach mięcha, na deser już nam nie starczyło miejsca. Ale w końcu nie
poszliśmy tam na jakieś tarty czy inne słodkości, a na mięcho, które w pełni
nas zadowoliło i na pewno jeszcze do Ed Reda zawitamy nie jeden raz!
poszliśmy tam na jakieś tarty czy inne słodkości, a na mięcho, które w pełni
nas zadowoliło i na pewno jeszcze do Ed Reda zawitamy nie jeden raz!