Od naszego powrotu z urlopu nie minęły jeszcze trzy tygodnie, a ja już tęsknię za słońcem, morzem, świeżo wyciskanymi sokami pomarańczowymi i za smakiem izraelskich potraw. Tęsknota ta jest tym większa, że w Krakowie ostatnio zimno i deszczowo... Ale wystarczy przygotować szakszukę, żeby chociaż na chwilkę przenieść się znowu do Izraela.
Szakszuka to nic innego jak jajka sadzone w aromatycznym sosie pomidorowo-paprykowym - jedno z popularniejszych w Izraelu śniadań. Szakszuke dostaniemy w niemalże każdej izraelskiej knajpce serwującej śniadania i nie ma w tym nic dziwnego, bo to naprawdę dobra i sycąca potrawa. Szakszuka w wolnym tłumaczeniu to wielki bałagan, mieszanka - ale zapewniam Was, że to smakowity bałagan. Szakszuka popularna jest również w krajach Maghrebu i własnie stamtąd przywędrowała do Izraela razem z Żydami, którzy przybywali do nowo utworzonego izraelskiego państwa. Żelaznymi składnikami szakszuki są pomidory, papryka, chilli i jajka. Zazwyczaj doprawiana jest kuminem oraz solą i pieprzem. Tak jak wiele potraw szkaszuka również ma swoje odmiany oraz wersje: z kiełbaskami, pieczarkami, bakłażanem i wiele wiele innych. Serwowana jest w patelni w której się ją przygotowuje, z dodatkiem świeżego - jeszcze ciepłego - pieczywa. Na samo wspomnienie smaku naszego pierwszego izraelskiego śniadania robi mi się błogo na duszy. Szkaszukę bez problemu można samodzielnie przygotować w domu. Ta moja jest według przepisu Makłowicza - dorzuciłam do niej jeszcze zieloną cebulkę i smakowała praktycznie jak ta, którą jedliśmy w Tel Awiwie.