wtorek, 31 stycznia 2012

W stronę słonecznej Italii, czyli kolorowa sałatka makaronowa.

"Myślę sobie, że ta zima musi kiedyś minąć..." A tymczasem, gdy za oknem duży mróz, marzę o słonecznej Italii. Podobno mieszkańcy Włoch nie uważają swojego kraju za taki znowu bardzo słoneczny. Jednak zdecydowanie jest tam cieplej niż u nas: w Krakowie termometry wskazują dzisiaj minus 12 stopni, a w Rzymie aż plus 9! Na przekór mroźnej zimie zrobiłam sałatkę, która zdecydowanie kojarzy mi się - głównie za sprawą makaronu i suszonych pomidorów - z Włochami :)

  
Sałatka jest bardzo prosta i szybka do wykonania. Aby ja przyrządzić potrzebujemy:
  • około 250-300g kolorowego makaronu
  • 1 słoik suszonych pomidorów w zalewie z oliwy
  • 4 grzyby mun
  • garść czarnych oliwek
  • garść ziaren słonecznika
  • bazylię
  • tymianek
  • oregano.
Najpierw musimy zająć się grzybami mun. Na opakowaniu grzybów zazwyczaj jest napisane jak je przyrządzić. Ja często namaczam je w wodzie na całą noc (gdy namokną zwiększają kilkakrotnie swoją objętość, dlatego do sałatki spokojnie wystarczą 4 sztuki), a następnie gotuję około 20 minut. W czasie gdy grzyby się gotują, kroimy pomidory na mniejsze kawałki, a czarne oliwki na połówki. Ugotowane grzyby odstawiamy do ostygnięcia. Następie w osolonej wodzie gotujemy makaron. Powinien on być al dente, czyli lekko twardy i jednocześnie jędrny :) Kolorowych makaronów jest w sklepach mnóstwo. Ja użyłam makaronu tricolor fusilli, czyli świderków, ale równie dobrze można wykorzystać gwiazdki czy każdy inny kształt. No może oprócz makaronu spaghetti :):):) Podczas, gdy makaron się gotuje, kroimy grzyby mun w słupki. Odcedzamy ugotowany makaron i do gorącego dodajemy grzyby, pomidory i przyprawy. Przypraw - zwłaszcza bazylii - nie należy żałować :) Wszystko dokładnie mieszamy. Na końcu prażymy ziarna słonecznika i razem z oliwkami i odrobiną oliwy w której były pomidory dodajemy do sałatki. I gotowe! :)



poniedziałek, 30 stycznia 2012

Panna cotta z nutką granatu.

Pewnego dnia staliśmy szczęśliwymi posiadaczami mnóstwa owoców granatu. Coś z tym nadmiarem owocowego szczęścia trzeba było zrobić. I tak właśnie powstała panna cotta z galaretką z granatów i syropem z tychże owoców.



Panna cotta to rodzaj deseru wywodzący się z północnych Włoch. Powstaje na bazie śmietany kremówki i najczęściej jest podawany z owocami i różnymi sosami owocowymi. Chociaż jej wykonanie zajmuje trochę czasu, to jest bajecznie proste, a smak na długo pozostaje w pamięci :)

Wykonanie deseru zaczynamy od zrobienia galaretki z granatów. W sklepie nie spotkałam takiej galaretki, ale bez problemu możemy ją samodzielnie zrobić w domu. Potrzebujemy:
  • 3/4 łyżeczki żelatyny w proszku
  • 2 łyżeczki ciepłej wody
  • 60 ml soku z owoców granatu
  • 2 łyżki ziarenek z granatu
  • 2 łyżki cukru.
Sok z grantów najłatwiej jest wycisnąć przy pomocy urządzenia do wyciskania soku z cytrusów. Przecinamy owoc granatu na pół i wyciskamy :) Do filiżanki wsypujemy żelatynę i dokładnie mieszamy ją z ciepłą wodą, odstawiamy na 5 minut do namoczenia. Sok z granatów wlewamy do rondelka, dodajemy ziarenka granatu oraz cukier i wszystko to podgrzewamy, od czasu do czasu mieszając, aż cukier całkowicie się rozpuści. Następnie dodajemy żelatynę rozpuszczoną w wodzie i mieszamy aż całkowicie rozpuści się w soku, nie dopuszczając jednak do zagotowania!!! I tak oto zrobiliśmy galaretkę z owoców granatu :) Galaretkę wraz z ziarenkami granatu wlewamy na dno 4 filiżanek i odstawiamy do lodówki do stężenia.

W czasie gdy galaretka sobie spokojnie zastyga w lodówce, my możemy zająć się gotowaniem panna cotty. Będziemy do tego potrzebowali:
  • 1 łyżkę żelatyny w proszku
  • 2 łyżki ciepłej wody
  • 500 ml śmietany 30%
  • 80g cukru pudru.
Żelatynę mieszamy z ciepłą wodą i tak jak poprzednio, odstawiamy na 5 minut do namoczenia. Śmietanę przelewany do garnka, dodajemy cukier puder i podgrzewamy na małym ogniu, mieszając, aż cukier się rozpuści. I znowu należy pamiętać, aby śmietany nie zagotować, a tylko podgrzać. Gdy cukier już się rozpuści, dodajemy żelatynę i mieszamy, aż całkowicie rozpuści się w gorącej śmietance. Całość odstawiamy do ostygnięcia, a następnie wlewamy do filiżanek na stężałą galaretkę. Filiżanki ponownie wkładamy do lodówki, by panna cotta zastygła.

W końcu możemy zacząć robić syrop z granatów
  • 250 ml soku z granatów
  • 110g cukru
  • 1/4 szklanki ziarenek granatu
Sok gotujemy z cukrem na średnim ogniu przez około 8-10 minut, tak by cukier się rozpuścił a sam syrop zgęstniał. Następnie mieszamy z ziarenkami granatu i gotowe :)

Deser wykładamy na talerzyki. Aby łatwo wyszedł z filiżanek, można je na kilka sekund wstawić do gorącej wody. Należy jednak uważać, gdyż możemy przesadzić z temperaturą i galaretka nieodwracalnie nam się rozpuści. Deser podajmy z ciepłym syropem i ziarenkami granatu. Tak podana panna cotta cieszy nie tylko podniebienie, ale i oczy :):):)

niedziela, 29 stycznia 2012

Muffinowy Dzień Babci i Dziadka :)

Co roku dla moich kochanych Babć i Dziadziusia - z okazji ich styczniowego święta - staram się wymyślić jakiś słodki i smaczny drobiazg, który będzie dodatkiem do prezentu. Oczywiście głównie chodzi tu o wymyślenie jak zaznaczyć, że to specjalnie dla nich :) W tym roku wykluł się w mojej głowie pomysł na muffiny. Muffin zrobiłam trzy rodzaje: jasne z kawałkami białej i czarnej czekolady, jasne z budyniem i ciemne z kawałkami czekolady. Przepis - a właściwie to przepisy (bo są dwa) - na te muffiny już od dawna miałam zapisane, ale jakoś nie było okazji ich wypróbować. I w końcu przyszła na nie pora :)




Muffiny z budyniem


  • 300 g mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody
  • szczypta soli
  • 150 g margaryny
  • 160 g cukru
  • 170 ml mleka
  • 2 jajka

  • 1 budyń waniliowy
  • 300 ml mleka
  • 2 łyżki cukru

Budyń gotujemy w 300 ml mleka z dwoma łyżkami cukru. Odstawiamy do wystygnięcia. Margarynę roztapiamy w małym garnuszku i czekamy aż ostygnie. W dużej misce mieszamy wszystkie suche składniki, czyli: mąkę, proszek do pieczenia, sól, sodę i cukier. W drugim naczyniu mieszamy wszystkie składniki mokre, czyli: mleko, jajka i przestudzoną rozpuszczoną margarynę. Następnie składniki mokre wlewamy do miski ze składnikami suchymi i dokładnie mieszamy. Formę do muffinów wykładamy papierowymi foremkami. Na dno każdej foremki wlewamy około 1 cm ciasta, łyżką nakładamy trochę budyniu i zakrywamy resztą ciasta. Pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 190°C. Muffiny możemy również piec w foremkach do babeczek lub w podwójnych papierowych foremkach, jednak mogą się wtedy troszkę rozlewać, co wpłynie na ich kształt. Do części ciasta z tego przepisu dodałam drobno pokrojoną białą i czarną czekoladę.



Muffiny z kawałkami czekolady

  • 1 i 3/4 szklanki mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 2 czubate łyżki kakao
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 1 szklanka mleka
  • 1/3 szklanki oleju
  • 1 jajko
  • zapach waniliowy
  • biała i czarna czekolada
Piekąc muffiny z tego przepisu, zapomniałam przeliczyć podanych ilości na gramy i ml... Myślę jednak, że nie przeszkodzi Wam to w ich wykonaniu :) Ja używałam standardowej szklanki o pojemności 200ml. Tak jak i w poprzednim przepisie, w jednym naczyniu mieszamy składniki suche, w drugim mokre, a następnie łączymy je ze sobą. Dodajemy drobno pokrojoną czekoladę, przekładamy do foremek i pieczemy 20 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 190°C.

Wymyśliłam, że na każdym muffinie będzie jedna literka z napisu "DLA BABCI" oraz "DLA BABCI I DZIADZIUSIA". Pierwszy napis zrobiłam z lukru wymieszanego z pomadą i zabarwionego barwnikami spożywczymi. Tworząc kolorowe lukry czułam się jak malarz przygotowujący farby do namalowania obrazu :):):)


W praktyce okazało się jednak, że nie był to najlepszy pomysł, gdyż kolory były za mało kontrastowe a lukier spływał z kulistej powierzchni muffinów:


Wpadłam więc na pomysł by literki napisać waniliowym kremem, takim jak do tortów. Efekt w pełni mnie zadowolił. To było to o co mi chodziło!!!


Pozostałe muffiny udekorowałam kremem, cukrowymi kuleczkami, posypką w różnych smakach, drażami... Jednym słowem tym co miałam pod ręką :) Obie Babcie i Dziadziuś byli zachwyceni :):):)

I jeszcze ciekawostka: jeden ciemny muffin z kawałkami czekolady, bez dekoracji z kremu ma niecałe 180 kalorii.




Uczta dla wszystkich zmysłów.

Pomysł na stworzenie bloga kulinarnego chodził za mną od jakiegoś czasu... Uwielbiam gotować i piec, tworzyć nowe potrawy, testować nieznane mi wcześniej przepisy, eksperymentować z przyprawami, łączyć ze sobą różne smaki. Godzinami mogę się zastanawiać jak podać danie, by wyglądało najbardziej apetycznie. Bo gotowanie to uczta dla wszystkich zmysłów... Nie wiem jak Wam, ale mi zdecydowanie bardziej smakuje potrawa podana w ciekawy i estetyczny sposób :) 

Od czasu do czasu rodzina i znajomi proszą o jakiś przepis, a ja go za każdym razem pracowicie wklepuję do komputera. Teraz po prostu będę wysyłała linka do przepisu na blogu. Życie jest krótkie, więc trzeba je sobie ułatwiać :):):) A poza tym uzbierało mi się już trochę zdjęć moich potraw, więc chyba warto byłoby je w końcu zebrać w jednym miejscu. 

Tak więc zapraszam do krainy rozkoszy podniebienia. Prezentowane potrawy będą łatwe do wykonania i sprawdzone, więc śmiało możecie z nich korzystać we własnej podróży do świata kulinarnych doznań.