sobota, 29 września 2012

Dżem żółty jak słońce, żółty jak jesienne liście...

Ach! Jaki dzisiaj był przyjemny dzień. Dzień w żółtym kolorze... :) Rano dostałam od Krzyśka żółciutkie słoneczniki, popołudnie spędziliśmy w podkrakowskich dolinkach, gdzie wiele drzew ma już żółte liście, spacerowaliśmy w promieniach ciepłego słońca, a teraz wieczorem mam dla Was pyszny cytrynowy dżem, oczywiście również w żółtym kolorze. Dżem jest mocno cytrynowy, słodki ale z lekkim kwaśnym posmakiem. Jak dla mnie jest idealny. I ten jego żółty optymistyczny kolor... :)




  • 4 duże cytryny
  • 1 pomarańcza
  • 1,2 kg cukru 
  • 6 szklanek wody

Cytryny i pomarańczę dokładnie myjemy i sparzamy wrzątkiem. Następnie wszystkie owoce przekrawamy na połówki, wyciskamy z nich sok do dużego garnka i dolewamy 6 szklanek wody. Skórki i miąższ owoców rozdrabniamy blenderem lub mielimy w maszynce, dodajemy je do soku z wodą. Garnek przykrywamy i odstawiamy na 24 godziny. Po tym czasie stawiamy garnek na małym ogniu i gotujemy do czasu, aż skórki z cytrusów będą miękkie. Gdy skórki są już miękkie, dodajemy cukier i dokładnie mieszamy. Całość powoli doprowadzamy do wrzenia i gotujemy na dość dużym ogniu przez jakieś 15-20 minut. Robimy próbę krzepnięcia: jeśli kropla dżemu przełożona na zimny talerzyk po kilku minutach stężeje, to dżem ma już odpowiednią konsystencję. Gorący dżem przekładamy do słoików, szczelnie zakręcamy i odstawiamy do góry dnem na około 20 minut. Ja zrobiłam dżem od razu z podwójnej porcji składników i wyszło mi około 24 małych słoiczków. Delikatnie kwaśny dżem nie każdemu smakuje, ale ja jestem nim zachwycona :)




A poniżej kilka zdjęć z naszej dzisiejszej krótkiej wycieczki :)

Brama Bolechowicka 



Jesień  w Dolinie Bolechowickiej




Początek złotej jesieni. Za jakieś 2 tygodnie będzie tam jeszcze ładniej... :)




W drodze z Doliny Bolechowickiej do Doliny Kobylańskiej.




 W Dolinie Kobylańskiej




W Dolinie Kobylańskiej




W Dolinie Kobylańskiej




A na koniec moje ulubione - zaraz po tulipanach - słoneczniki:






środa, 26 września 2012

Udziec zająca argentyńskiego

Jakiś czas temu, w jednym z marketów można było kupić udziec zająca argentyńskiego. Kupiłam go więc, wsadziłam do zamrażalnika i tak sobie przeleżał ze trzy miesiące albo i ciut dłużej. Przypomniałam sobie o nim kilka dni temu. Wymyśliłam, że zamrożę sobie trochę dyni, a tu w zamrażalniku wolnego miejsca było tyle, że co najwyżej pudełko zapałek mogłabym tam włożyć. Nie pozostało mi nic innego jak coś wyciągnąć i wtedy moim oczom ukazał się udziec zająca, zajmujący znaczną ilość miejsca. Skonsumowaliśmy więc udziec zająca na obiad, a w naszym zamrażalniku nagle zrobiło się trochę luźniej (ale nie na długo, bo miejsce zająca zaraz zajęła dynia...). Mięso przyrządziłam po swojemu i wyszło bardzo smaczne :) 




  • 2 udka zająca argentyńskiego
  • 1 średnia cebula
  • 2 gałązki świeżego rozmarynu
  • 1 łyżeczka cząbru 
  • 5-6 jagód jałowca
  • 300 ml czerwonego wytrawnego wina
  • świeżo zmielony czarny pieprz
  • 1 łyżeczka mąki
  • 1 łyżka śmietany 

Mięso opłukujemy, osuszamy, nacieramy solą i pieprzem. Rozgniecione gałązki rozmarynu mieszamy z winem, cząbrem i jagodami jałowca. Do tak przygotowanej marynaty wkładamy mięso i pozostawiamy w chłodnym miejscu na kilka godzin. Następnie mięso wyciągamy z marynaty i podsmażamy na rozgrzanej patelni z każdej strony. Cebulę kroimy w kostkę i dusimy tak żeby była rumiana, ale nie spalona. Do rondla na dno wkładamy podduszoną cebulę, układamy na niej podsmażone mięso, zalewamy marynatą, dolewamy trochę zimnej wody i całość dusimy na małym ogniu przez około 2 godziny. W miarę potrzeby dolewamy wody podczas duszenia. Gdy mięso jest już miękkie, wyciągamy je z garnka. Łyżeczkę mąki rozrabiamy z odrobiną wody i śmietaną, a następnie łączymy z sosem, w którym gotowało się mięso, dokładnie mieszamy i gotujemy jeszcze kilka minut, aż sos zgęstnieje. Udziec zająca podałam polany sosem, z ziemniakami i surówką z kapusty pekińskiej i ogórka.


  

wtorek, 25 września 2012

Figowy raj, czyli słodkie figi na kruchym cieście z mascarpone

Świeże figi to moje ulubione owoce. Szkoda, że u nas są tak krótko dostępne i do tego stosunkowo drogie w porównaniu do innych owoców. Moim małym marzeniem jest drzewko figowe we własnym ogrodzie. Ze względu na klimat w naszym kraju, mój własny figowiec pozostanie w sferze marzeń. Pozostaje mi więc objadać się figami do granic możliwości podczas zagranicznych wojaży i korzystać z krótkich chwil, gdy owoce te są dostępne w naszych sklepach. Ostatnio kupiliśmy trochę fig. Część od razu zjedliśmy, a kilka zapiekłam z kruchym ciastem, serkiem mascarpone i bezą. Efekt końcowy to niebo w gębie, a mój Mąż powiedział, że to najlepszy deser jaki jadł :)




Kruchy spód

  • 125 g mąki pszennej
  • 64 g białego cukru
  • 50 g masła + masło do wysmarowania naczyń żaroodpornych 
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 jajko

Masa mascarpone

  • 100 g serka mascarpone
  • 1 jajko
  • 2 łyżki cukru pudru

Dodatkowo

  • 8 świeżych fig
  • białko z 1 jajka
  • 2 łyżeczki cukru pudru
  • odrobina startej deserowej czekolady




Ze składników na kruchy spód zagniatamy gładkie ciasto i wkładamy je na 30 minut do lodówki. 4 żaroodporne naczynia o średnicy 11 cm smarujemy masłem. Schłodzone ciasto dzielimy na 4 równe części i wyklejamy nim naczynia. Podpiekamy w piekarniku nagrzanym do 190 stopni C. przez około 15 minut. 1 jajko ubijamy z cukrem pudrem na gładką masę, a następnie stopniowo dodajemy serek mascarpone. Tak przygotowaną masę wykładamy na podpieczone ciasto. 4 figi przekrawamy na krzyż do około 2/3 wysokości, tak aby się ładnie rozchyliły, ale nie rozpadły.Tak rozciętą figę układamy na środku masy serowej. Pozostałe figi kroimy na cienkie plasterki i układamy dookoła całej figi. Białko jajka ubijamy na sztywną pianę, dodajemy cukier i jeszcze chwilę ubijamy, a następnie wkładamy po 2-3 łyżeczki do rozciętej figi. Całość pieczemy jeszcze przez około 10-15 minut. Przed podaniem posypujemy startą czekoladą deserową. 



piątek, 21 września 2012

Muffinki dla Dorci :)

Przez ostatnie dni nie było nowych wpisów. Jakoś czasu brak... Zabrałam się za generalne porządki, bo ostatnio przybyło mi trochę kuchennych akcesoriów i trochę nie mieszczę się w szafkach :) Tak więc wszystko przeglądam, na nowo układam, a zbędnych rzeczy się pozbywam. Przy okazji poodsuwałam meble w kuchni i umyłam płytki na ścianach, znalazłam jedno miejsce na wszystkie moje gadżety do pieczenia i do dekoracji ciast i muffinów i w sumie wszystko trochę poprzestawiałam :) Planuję jeszcze zrobić przegląd ubrań i pozbyć się tych, w których nie chodzę. Myślę, że do końca tygodnia już wszystko ogarnę i w końcu będę miała czas na gotowanie i pieczenie czegoś wymyślniejszego niż gulasz z ziemniakami. A tymczasem pokażę Wam muffinki jakie zrobiłam dla mojej koleżanki. Z Dorotą nie widziałyśmy się prawie dwa lata. Dorcia mieszka teraz w Anglii, ale przyjechała do Polski na dwutygodniowy urlop. Udało nam się spotkać i z tej okazji zrobiłam dla niej takie podróżniczo - patriotyczne muffinki.




Na spotkanie z Dorcią w tamtym tygodniu pojechałam na rowerze, więc muffinki odrobinę się zmaltretowały po drodze, a kropiący deszcz też zrobił swoje. Mam nadzieję, że nie wpłynęło to na ich smak... Dorota w każdym razie nie zgłaszała żadnych zażaleń :)




Muffiny zrobiłam z tego przepisu, z tym że czekoladę w płatkach zamieniłam na kawałki mlecznej czekolady. A dekoracja była tradycyjnie z masy cukrowej





wtorek, 18 września 2012

Maleńkie szarlotki


Nie trzeba bawić się z krojeniem ciasta.
Wystarczy przełożyć z kokilki na talerz, 
polać karmelem, udekorować
 suszonymi bławatkami
i oto jest! 
Maleńka szarlotka, 
smaczna, 
elegancka, 
idealna do kawy...




  • 125 g mąki pszennej
  • 64 g białego cukru
  • 50 g masła + masło do wysmarowania kokilek
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 jajko
  • odrobina śmietany 12 %

  • 3 nieduże jabłka
  • 2-3 łyżeczki cukru trzcinowego
  • 2 łyżeczki cynamonu

  • 4 łyżki cukru
  • 6 łyżek śmietany 30%

  • garść suszonych płatków bławatków





Z mąki, 64 g cukru, masła, jajka, proszku do pieczenia i niecałej łyżeczki śmietany 12 % zagniatamy gładkie ciasto i wkładamy je do lodówki na 30 minut. Sześć kokilek o średnicy 8 cm smarujemy masłem. Schłodzone ciasto dzielimy na 6 równych części i wyklejamy nim kokilki. Jabłka obieramy ze skórki, przekrawamy na połówki i pozbawiamy gniazd nasiennych. Każdą połówkę jabłka delikatnie nacinamy wzdłuż w kilku miejscach, a następnie wkładamy do kokilek. Jabłka posypujemy cukrem trzcinowym i cynamonem. Pieczemy w piekarniku nagrzanych do temperatury 200 stopni C. przez około 20 minut. Z 4 łyżek cukru i śmietany 30% przygotowujemy karmel: najpierw cukier rozpuszczamy na suchej patelni i karmelizujemy go, a następnie dolewamy 6 łyżek śmietany i jeszcze chwilę gotujemy. Karmel przygotowujemy tuz przed podaniem szarlotek. Upieczone szarlotki przekładamy na talerze, polewamy karmelem i dekorujemy płatkami bławatków. 





poniedziałek, 17 września 2012

Czosnek marynowany i The Versatile Blogger Award

Krzysiek uwielbia marynowany czosnek. Do tej pory zawsze go kupowaliśmy, a w tym roku postanowiłam sama go zamarynować. Wyszło mi tylko kilka słoiczków, ale i tak bardzo się z nich cieszę :) Wykorzystałam przepis z książki Przetwory do spiżarni, która jest wydaniem specjalnym serii Biblioteczka Poradnika Domowego. Odrobinę zmodyfikowałam przepis, bo zamieniłam biały ocet winny na czerwony.





  • 3 i 1/2 szklanki obranych ząbków czosnku
  • 2 szklanki czerwonego octu winnego
  • 2 szklanki wody
  • 7-9 ziaren ziela angielskiego
  • 1 łyżeczka ziaren kolendry
  • 1 łyżeczka ziaren gorczycy 
  • 7 łyżeczek cukru
  • 2 gałązki świeżego rozmarynu
  • 2 strączki ostrej czerwonej papryczki
  • po łyżeczce oliwy z oliwek do każdego słoika 

Ocet winny gotujemy z wodą, gorczycą, kolendrą, zielem angielskim i cukrem. Do gotującej się zalewy wrzucamy czosnek i gotujemy przez około 5 minut. Tuż przed końcem gotowania dodajemy gałązki rozmarynu. Do słoiczków przekładamy ząbki czosnku, po kawałku czerwonej papryczki i kawałku gałązki rozmarynu. Następnie wlewamy do każdego słoika po łyżeczce oliwy z oliwek i szczelnie zakręcamy. Pasteryzujemy przez około 20 minut.







Kilka dni temu spotkało mnie bardzo miłe wyróżnienie. Iwona z Kulinarnego domku na szpilce nominowała mnie do The Versatile Blogger Award. Jest to bardzo fajna zabawa, ale nie spodziewałam się, że ktoś nominuje mój blog, bo przecież jest on jeszcze bardzo młodym blogiem, nie ma nawet roku... A tu taka niespodzianka :) Tak więc Iwono, bardzo dziękuję Ci, że mi sprawiłaś taką przyjemność :)





Na początek - najważniejsze - zasady zabawy:
  •     umieszczenie nagrody na swoim blogu
  •     podziękowanie za nominację
  •     napisanie 7 faktów o sobie
  •     wytypowanie kolejnych 15 blogów
  •     poinformowanie wytypowanych blogerów o nominacji.


Czytam wiele blogów kulinarnych, więc wytypowanie tych 15, jest bardzo trudne!!! Ale skoro trzeba, to nominuję:


A teraz 7 faktów o mnie...
  1. Jestem molem książkowym! Książki czytam wszędzie: w autobusie czy w tramwaju, w łóżku, w łazience, a nawet przy jedzeniu, gdy akurat jem sama :)
  2. Rower jest jednym z moich głównych środków transportu i nie wyobrażam sobie, że mogłabym nagle nie mieć mojego ślicznego kremowego miejskiego roweru.
  3. Skończyłam studia z pedagogiki specjalnej, pedagogiki przedszkolnej i z pracy socjalnej, ale niestety nie pracuję w żadnym z tych zawodów, nad czym bardzo ubolewam, bo bardzo lubię pracę z dziećmi.
  4. Podróże to poza gotowaniem moja druga pasja. Uwielbiam odwiedzać nieznane mi  kraje, poznawać nowe miejsca, potrawy i kulturę innych krajów. Gdybym tylko mogła to podróżowałabym przez okrągły rok :)
  5. Radko kiedy rozstaję się z aparatem fotograficznym. Prawie zawsze mam w torebce małą cyfrówkę, bo a nóż widelec trafi się coś ciekawego do sfotografowania... :) Niektórzy uważają to już za małą obsesję :)
  6. Namiętnie kupuję wszelkie książki oraz buty i torebki. Pomału nie mam ich już gdzie trzymać... ;)
  7. Mieszka z nami czarny chomik o imieniu Kiler :)  





niedziela, 16 września 2012

Zajączki dla Zajączka :)



Przez pobyt w Oslo ominęły nas kolejne urodziny.
Teraz nadrabiamy zaległości i dzisiaj byliśmy na pourodzinowej kolacji u Moniki.
Oprócz prezentu Monika dostała od nas oczywiście muffinki.
Z racji nazwiska Moniki, muffinki były z zajączkami :)




Muffinki zrobiłam z przepisu Dusi na cupcakes z M&M. Wyszły pyszne!
 Ale już sama nie wiem czy to to muffiny czy cupcakes... :)
Czym wg Was różnią się muffiny od cupcakes?





  • 300 g mąki pszennej
  • 150 g drażetek m&m's
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • pół łyżeczki sody
  • szczypta soli
  • 2 jajka
  • 75 g cukru
  • 75 ml oleju
  • 300 g maślanki


Mąkę mieszamy z m&m's, proszkiem do pieczenia, sodą i szczyptą soli. W drugiej misce trzepaczką mieszamy jajka z cukrem, olejem i maślanką, a następnie łączymy zawartość obydwu misek. Foremki napełniamy ciastem do 3/4 wysokości lub jeśli tak jak ja chcecie niższe muffiny, foremki wypełniamy tylko do połowy. Pieczemy je w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni C. przez około 20 minut. 




Muffiny udekorowałam białymi krążkami z masy cukrowej. Na każdym krążku siedział kolorowy zajączek. Tym razem krążki umocowałam na muffinach za pomocą nutelli, a nie tak jak zazwyczaj tradycyjnym maślanym kremem. 




A na zdjęciu poniżej: Monika z zajączkowymi muffinami :)









piątek, 14 września 2012

Drożdżówka z dynią

Przepis na to ciasto drożdżowe z dynią znalazłam na blogu Moje Twory Przetwory. Ewa nazywa je bułką, ale dla mnie to po prostu drożdżowe ciasto. Przepis ten mnie na tyle zainteresował, że postanowiłam go wypróbować, a jak już go wypróbowałam to nie mogę przestać piec... Tak więc dynia jest w użyciu praktycznie co drugi dzień! Zajadamy się z Krzyśkiem tym pysznym ciastem, obdarowuję nim również rodzinę i wszyscy są zachwyceni! Za pierwszym razem delikatnie zmodyfikowałam przepis Ewy. Nawet nie z potrzeby modyfikacji, ale z tak prozaicznego powodu jak brak wystarczającej ilości mąki pszennej i cytryny. Tak więc do mąki pszennej dodałam mąkę orkiszową, a skórkę z cytryny zastąpiłam limonką. Wyszło cudowne, delikatne, żółciutkie i  pachnące limonką ciasto. Mogłabym je jeść cały czas :)




  • 800 g mąki pszennej
  • 200 g mąki orkiszowej 
  • 30 g świeżych drożdży
  • 250 ml letniego mleka
  • 50 g cukru
  • 50 g roztopionego masła
  • 1/2 kg dyni - waga już po obraniu
  • 1/2 łyżeczki soli
  • skórka otarta z 2 limonek

Obraną dynię kroimy na mniejsze kawałki, wkładamy do garnka, zalewamy 1/2 szklanki wody i gotujemy do miękkości, następnie rozdrabniamy blenderem na gładką masę i odstawiamy do wystudzenia. Z drożdży, letniego mleka, odrobiny cukru oraz mąki robimy zaczyn i odstawiamy na 15 minut do wyrośnięcia. Do dużej miski wsypujemy obydwa rodzaje mąki, cukier, dodajemy wyrośnięty zaczyn, sól, rozdrobnioną dynię, roztopione masło i skórkę otartą z 2 limonek. Dokładnie wyrabiamy gładkie ciasto. Miskę z ciastem przykrywamy ściereczką i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia. Formy keksówki smarujemy dokładnie olejem. W zależność od wielkości keksówek ciasto dzielimy na 2 lub 4 części. Ja miałam mniejsze formy, więc podzieliłam ciasto na 4 części. Ciasto wkładamy do keksówek, tak aby sięgało do połowy wysokości formy, wyrównujemy wilgotnymi dłońmi, odstawiamy na 10 minut, a następnie pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni C przez około 25-30 minut. 





czwartek, 13 września 2012

Konfitura z borówki brusznicy

Ostatnio dużo było u mnie muffinów. W zanadrzu mam ich jeszcze na dwa wpisy, ale pewnie macie ich już trochę dość, no nie? :) Dlatego dla odmiany dzisiaj będzie coś zupełnie innego. Konfiturę z borówki brusznicy robiłam po raz pierwszy. Gdy tylko zobaczyłam małe czerwone owocki na placu targowym, nie mogłam się im oprzeć i od razu je kupiłam, zwłaszcza mając w pamięci moje okołowielkanocne poszukiwania tej w konfitury w sklepach, które zakończyły się fiaskiem... Na pierwszy raz kupiłam tylko litr borówki brusznicy. Konfitura wyszła jednak rewelacyjna i za rok na pewno zrobię jej więcej. Wykorzystałam przepis Kulinarnej Piniaty, który okazał się niezwykle prosty w wykonaniu. Taka konfitura jest idealna do wszelkich mięs.




  • borówka brusznica
  • cukier - ilość zależna od naszych upodobań

Borówki dokładnie myjemy, przebieramy z łodyżek i liści, a następnie gotujemy w garnku z połową szklanki wody. W zależności od tego jaką chcemy uzyskać konsystencję konfitury - całe owoce czy papka - tyle czasu gotujemy borówki, pamiętając o przemieszaniu ich od czasu do czasu. W trakcie gotowania stopniowo dosładzamy konfiturę. Jedni lubią bardziej słodką, a inni mniej. Gotową gorącą konfiturę przekładamy do słoiczków, mocno zakręcamy i odstawiamy do góry dnem. 





środa, 12 września 2012

Pourodzinowe łosie :)


Moja przyjaciółka Asia miała urodziny w sierpniu, ale ja wtedy byłam w Norwegii. Jak wróciłam to Asia pojechała na urlop i dopiero wczoraj udało nam się spotkać. Postanowiłam zrobić dla niej pourodzinowe muffinki z łosiami. A dlatego z łosiami, że Asia jeszcze przed ślubem miała na nazwisko Łoś :) Każdy łoś wyszedł mi trochę inny, ale przecież w naturze łosie też różnią się od siebie :)




  • 1 jajko
  • 1/2 szklanki mleka
  • 1/4 szklanki oliwy z oliwek
  • 1 szklanka mąki
  • 1/4 szklanki cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 3-4 łyżki gorzkiej czekolady w płatkach

Mąkę, cukier i proszek do pieczenia wsypujemy do miski. Dodajemy czekoladę w płatkach. Wszystko dokładnie mieszamy. W drugiej misce mieszamy ze sobą jajko, mleko i oliwę z oliwek, a następnie łączymy ze sobą zawartość obydwu misek i znowu mieszamy. Gotowym ciastem wypełniamy papilotki do muffinek. Pieczemy je w temperaturze 180 stopni C. przez około 20 minut. Z podanych składników wyszło mi 12 dużych muffinów. 




Łosie, kwiaty i białe krążki zrobiłam z masy cukrowej.







Muffiny ułożone w pudełku...



... a tu już zapakowane :)



A to my :)





wtorek, 11 września 2012

Muffiny z gekonami


Krzysiek wrócił już na dobre ze szkolenia w Oslo. 
Wczoraj był pierwszy dzień pracy krakowskiego
 oddziału norweskiej firmy Energy Micro. 
Z tej okazji postanowiłam przygotować im na dobry 
początek pyszne muffiny. Muffiny nie byle jakie, bo z gekonami. 
A dlatego z gekonami, że są one symbolami produktów
 tworzonych w Energy Micro. Gekony może nie wyszły idealne, 
ale za to wywołały uśmiech na twarzy wszystkich pracowników :)




Muffiny były oczywiście z krówkami i snickersami - moje ulubione - z dekoracją z masy cukrowej.







sobota, 8 września 2012

Muffinki na wieczór panieński :)

Moja Przyjaciółka wybierała się dzisiaj na wieczór panieński jednej ze swoich koleżanek. Poprosiła mnie, żebym pomogła jej upiec muffinki. Nie tylko od razu się zgodziłam, ale wpadłam również na pomysł, żeby muffinki na taką specjalną okazję jaką jest wieczór panieński ozdobić figurkami z masy cukrowej. Ozdobione w ten sposób muffinki wyglądają niezwykle atrakcyjnie. I dostałam już sms z wiadomością, że przyszłej pannie młodej i pozostałym uczestniczkom wieczoru panieńskiego bardzo się spodobały :)




Ciemne muffiny z krówkami i snickersami ozdobiłam krążkami białej masy cukrowej, na której były umieszczone różne figurki i napisy. Krążki masy cukrowej przytwierdziłam do muffinów za pomocą kremu waniliowego. 








Dostałam kilka zdjęć z wieczoru panieńskiego.
Dziewczynom muffinki chyba się podobały :):):)