Śmieję się, że to jest moja najcenniejsza konfitura. Najcenniejsza nie z powodu nakładów finansowych, ale z uwagi na czas jaki poświęciłam na jej wykonanie. Zrobiłam ją jeszcze przed wyjazdem do Oslo, ale nie zdążyłam umieścić jej na blogu. Wtedy gdy w Lędzinach z Lidzią piekłyśmy kwiaty w cieście, natrafiłam w starej książce na przepis na konfiturę z płatków róży. Poszłyśmy więc z Lidzią ponownie zbierać różane płatki, zajęło nam to prawie 2 godziny, a w domu okazało się, że uzbierałyśmy tylko 115 g. A w książce był przepis na 500 g płatków!!! No ale jak się nie ma tyle ile by się chciało, to się robi z tego co się ma :) Zrobiłam więc moją pierwszą w życiu konfiturę różaną ze 115 g płatków :)
- 115 g płatków róży
- 115 g cukru pudru + 2-3 łyżki
- odrobina kwasku cytrynowego
Oryginalny przepis podawał, że konfiturę robimy z takiej samej ilości płatków róży i cukru. Ja dodałam jeszcze jakieś 2-3 łyżki cukru pudru i odrobinę kwasku cytrynowego. Płatki róży należy ucierać w makutrze z cukrem pudrem drewnianą pałką aż powstanie konfitura. Mi zajęło to prawie 3 godziny i niemalże zrobiły mi się odciski na rękach. Na końcu dodałam kwasek cytrynowy i jeszcze chwilę ucierałam. Książka z której mam ten przepis została napisana w czasach, gdy jeszcze nie było blenderów i innych tego typu urządzeń kuchennych. Zastanawiałam się czy można by za pomocą jakiegoś robota kuchennego zrobić tę konfiturę, ale ostatecznie postanowiłam ją zrobić tradycyjną metodą. Konfitura wyszła pyszna, ale niestety z takiej ilości płatków powstały tylko 2 malutkie słoiczki. Teraz będę się musiała dobrze zastanowić do czego ją wykorzystać :)