wtorek, 30 września 2014

Poznań wart poznania!


W tym roku dość wolno idzie mi przedzieranie się przez zdjęcia z urlopu. Z 3 tygodni urlopu przywieźliśmy prawie 3 tysiące zdjęć, więc segregować jest co! Jak na razie udało mi się przebrać Poznań - nic dziwnego, bo byliśmy tam tylko jeden dzień - i połowę Madery. A w kolejce czeka dalsza część zdjęć z tej uroczej portugalskiej wyspy i całe Podlasie. Muszę się sprężyć, bo za miesiąc z hakiem szykuje się kolejny wyjazd, więc warto byłoby do tego czasu uporać się ze zdjęciami z poprzedniego urlopu.

A tymczasem zabieram Was w krótką podróż po stolicy Wielkopolski. Poznań od dawna chciałam zobaczyć, ale jakoś zawsze było nam nie po drodze - w końcu to prawie 500 km od Krakowa. W tym roku w końcu nadarzyła się okazja, więc ochoczo z niej skorzystaliśmy. W Poznaniu byliśmy tylko przez jeden dzień. O ile na pobieżne zwiedzenie najważniejszych miejsc była to wystarczająca ilość czasu, to już kuchni wielkopolskiej w kilka godzin poznać się nie da... Żałujemy, bo kuchnia wielopolska obfituje w wiele ciekawie brzmiących - a zapewne i smacznych  - potraw. Przyznajcie sami, że ślepe ryby, rzadkie pyrki, plyndze, szagówki, kulanki czy kluchy na łachu brzmią intrygująco! W żaden sposób nie dalibyśmy rady tego wszystkiego zjeść, a to tylko kilka z wielu wielkopolskich potraw. Zdecydowaliśmy się więc spróbować dwóch rzeczy, które chyba każdemu kojarzą się z Poznaniem, a mianowicie rogali świętomarcińskich i pyr z gzikiem. Rogale są produktem Chronionym Oznaczeniem Geograficznym i mają certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, która zobowiązuje cukierników do wypiekania rogali według tradycyjnej receptury i użycia składników najwyższej jakości. Historia pieczenia rogali zrodziła się w 1891 roku, gdy proboszcz parafii św. Marcina, Jan Lewicki, zaapelował do wiernych aby wzorem patrona zrobili coś dla biednych. W przekazach kościelnych św. Marcin był znany ze swojej dobroci i pomocy biednym. Jak głosi legenda pewnego dnia odwiedzając wiernych na swoim białym koniu zgubił podkowę, którą podniósł miejscowy cukiernik i wzorując się jej kształtem uformował ciasto z migdałami. Gdy rogale były upieczone – pamiętając o intencjach świętego – rozdał je potrzebującym. Obecny na wspomnianej mszy jeden z cukierników Józef Melzer, który pracował w pobliskiej cukierni, namówił swojego szefa, aby upiec rogale. I tak Rogale Świętomarcińskie trafiły na poznańskie ulice, gdzie bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk, a biedni otrzymywali go za darmo. Rogale cieszyły się takim powodzeniem, że zwyczaj wypieku w 1901 roku przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Oczywistym więc było, że kupiliśmy rogale oznaczone certyfikatem - bo jak już jeść, to tylko prawdziwe! Dodatkowo udało nam się trafić na rogale, które wygrały konkurs na najlepszego rogala świętomarcińskiego. Rogale były naprawdę dobre! Zjedliśmy je na śniadanie na poznańskim Starym Rynku. Pyszne rogale, aromatyczna kawa i widok na urocze kolorowe domki budnicze - to był naprawdę wyśmienity początek dnia!








    




Na obiadokolacje zjedliśmy natomiast pyry z gzikiem. Pyry z gzikiem to nic innego jak gotowane lub pieczone ziemniaki w mundurkach podane z twarożkiem. Danie to powstało zapewne w pierwszej połowie XIX wieku, kiedy to w Wielkopolsce mocno rozpowszechniły się ziemniaki. Potrawę początkowo jadano głównie w piątki i inne postne dni. Naszą pyrę z gzikiem zjedliśmy w Pyra Barze i bardzo nam smakowała! Zdecydowanie polecamy i samą pyrę z gzikiem i Pyra Bar!




Zwiedzanie Poznania rozpoczęliśmy oczywiście od Starego Rynku. Uwagę przykuwają piękne kolorowe domki budnicze z charakterystycznymi podcieniami, w których niegdyś handlowano rybami, świecami i solą. Tuż obok domków budniczych wznosi się piękny Ratusz z monumentalną trzykondygnacyjną arkadową fasadą. To właśnie na Ratuszu zainstalowany jest słynny zegar z koziołkami. Codziennie, gdy zegar ratuszowy wybija godzinę dwunastą w południe, w wieżyczce nad zegarem umieszczonym we frontowej elewacji otwierają się drzwiczki i ukazują się dwa blaszane koziołki. Poruszane mechanizmem zegarowym trykają się rogami 12 razy. Z założeniem koziołków wiąże się legenda. Po wykonaniu zegara Bartłomiej Wolf postanowił pokazać go rajcom i wojewodzie poznańskiemu. Przygotowano ucztę, lecz z powodu nieuwagi kuchcika przygotowywany udziec sarni spłonął. Kuchcik ukradł wówczas dwa koziołki, by upiec je na rożnie, ale te uciekły na ratuszową wieżę. Przybyli goście zobaczyli je trykające się na gzymsie. Wówczas wojewoda polecił dołączyć do zegara jeszcze odpowiedni mechanizm z koziołkami. Rynek otoczony jest kamieniczkami - każda z nich jest inna i przykuwa wzrok ciekawymi detalami. Podczas naszego jednodniowego pobytu w Poznaniu trafiliśmy akurat na pierwszy dzień Ogólnopolskiego Festiwalu Dobrego Smaku. Z jednej strony się ucieszyłam, ale z drugiej te wszystkie straganowe budy rozpanoszyły się na całym Rynku i ciężko było zrobić fajne zdjęcie. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo Na Festiwalu Dobrego Smaku kupiliśmy sobie czarne trufle :)


    




    


   






Ze Starego Rynku spacerem przeszliśmy na Ostrów Tumski. Ta dawna wyspa katedralna jest jedną z bardziej urokliwych części Poznania: z dominującą nad całością Bazyliką Archikatedralną św. Apostołów Piotra i Pawła, niedużym i zgrabnym kościołem Najświętszej Marii Panny, brukowanymi ulicami biegnącymi po narysie dawnych wałów obronnych i stojącymi w ogrodach zabytkowymi domostwami kanoników katedralnych. To zdecydowanie miejsce warte odwiedzenia!




    




Wczesnym wieczorem przeszliśmy się jeszcze do Starego Browaru. To Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu, otwarte w 2003r., powstało na bazie dawnego Browaru Huggera. Dawne zabudowania browarów Huggera stały się częścią nowego kompleksu, który - w większości budowany od podstaw - powstał na przedłużeniu dawnej hali produkcyjnej. W architekturze Starego Browaru zostały wykorzystane oryginalne cegły z przełomu XIX i XX w. Budowla umiejętnie łączy elementy obiektu handlowego oraz galerii artystycznej, gdzie prócz zakupów można wziąć udział w licznych wystawach i imprezach kulturalnych. Stary Browar w 2008 r. zdobył nagrodę dla najlepszej pod względem architektury galerii handlowej. Muszę przyznać, że zdecydowanie robi wrażenie i że krakowskie galerie handlowe nawet do pięt mu nie dorastają! Ze Starego Browaru przeszliśmy pod Zamek Cesarski i Teatr Wielki, a w drodze do hostelu zahaczyliśmy jeszcze o pozostałości Zamku Królewskiego i jeszcze raz rzuciliśmy okiem na Stary Rynek.




    


   




    


Poznań tak naprawdę tylko liznęliśmy. Zabrakło nam czasu na tzw. Zielony Poznań, czyli na Ogród Botaniczny, Palmiarnię, zoo,  Park Cytadela i Jezioro Maltańskie. Nie mieliśmy też czasu, żeby bardziej zagłębić się w poznańskie uliczki... Kuchni wielkopolskiej też praktycznie nie skosztowaliśmy. Jednak bardzo się cieszę, że w końcu udało nam się chociaż trochę zwiedzić to piękne miasto. Może jeszcze kiedyś się tam wybierzemy...




1 komentarz:

  1. Jako mieszkanka stolicy Wielkopolski bardzo się cieszę z takiego entuzjazmu po wizycie w moim mieście :) Muszę przyznać, że tak samo mam z Krakowem - tak daleko, a tak bardzo chciałabym się w nim zgubić i poczuć artystycznego ducha dawnej bohemy (jesli nadal istnieje, a wierzę, że tak :) ).

    OdpowiedzUsuń