W tym roku dość wolno idzie mi przedzieranie się przez zdjęcia z urlopu. Z 3 tygodni urlopu przywieźliśmy prawie 3 tysiące zdjęć, więc segregować jest co! Jak na razie udało mi się przebrać Poznań - nic dziwnego, bo byliśmy tam tylko jeden dzień - i połowę Madery. A w kolejce czeka dalsza część zdjęć z tej uroczej portugalskiej wyspy i całe Podlasie. Muszę się sprężyć, bo za miesiąc z hakiem szykuje się kolejny wyjazd, więc warto byłoby do tego czasu uporać się ze zdjęciami z poprzedniego urlopu.
A tymczasem zabieram Was w krótką podróż po stolicy Wielkopolski. Poznań od dawna chciałam zobaczyć, ale jakoś zawsze było nam nie po drodze - w końcu to prawie 500 km od Krakowa. W tym roku w końcu nadarzyła się okazja, więc ochoczo z niej skorzystaliśmy. W Poznaniu byliśmy tylko przez jeden dzień. O ile na pobieżne zwiedzenie najważniejszych miejsc była to wystarczająca ilość czasu, to już kuchni wielkopolskiej w kilka godzin poznać się nie da... Żałujemy, bo kuchnia wielopolska obfituje w wiele ciekawie brzmiących - a zapewne i smacznych - potraw. Przyznajcie sami, że ślepe ryby, rzadkie pyrki, plyndze, szagówki, kulanki czy kluchy na łachu brzmią intrygująco! W żaden sposób nie dalibyśmy rady tego wszystkiego zjeść, a to tylko kilka z wielu wielkopolskich potraw. Zdecydowaliśmy się więc spróbować dwóch rzeczy, które chyba każdemu kojarzą się z Poznaniem, a mianowicie rogali świętomarcińskich i pyr z gzikiem. Rogale są produktem Chronionym Oznaczeniem Geograficznym i mają certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, która zobowiązuje cukierników do wypiekania rogali według tradycyjnej receptury i użycia składników najwyższej jakości. Historia pieczenia rogali zrodziła się w 1891 roku, gdy proboszcz parafii św. Marcina, Jan Lewicki, zaapelował do wiernych aby wzorem patrona zrobili coś dla biednych. W przekazach kościelnych św. Marcin był znany ze swojej dobroci i pomocy biednym. Jak głosi legenda pewnego dnia odwiedzając wiernych na swoim białym koniu zgubił podkowę, którą podniósł miejscowy cukiernik i wzorując się jej kształtem uformował ciasto z migdałami. Gdy rogale były upieczone – pamiętając o intencjach świętego – rozdał je potrzebującym. Obecny na wspomnianej mszy jeden z cukierników Józef Melzer, który pracował w pobliskiej cukierni, namówił swojego szefa, aby upiec rogale. I tak Rogale Świętomarcińskie trafiły na poznańskie ulice, gdzie bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk, a biedni otrzymywali go za darmo. Rogale cieszyły się takim powodzeniem, że zwyczaj wypieku w 1901 roku przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Oczywistym więc było, że kupiliśmy rogale oznaczone certyfikatem - bo jak już jeść, to tylko prawdziwe! Dodatkowo udało nam się trafić na rogale, które wygrały konkurs na najlepszego rogala świętomarcińskiego. Rogale były naprawdę dobre! Zjedliśmy je na śniadanie na poznańskim Starym Rynku. Pyszne rogale, aromatyczna kawa i widok na urocze kolorowe domki budnicze - to był naprawdę wyśmienity początek dnia!
A tymczasem zabieram Was w krótką podróż po stolicy Wielkopolski. Poznań od dawna chciałam zobaczyć, ale jakoś zawsze było nam nie po drodze - w końcu to prawie 500 km od Krakowa. W tym roku w końcu nadarzyła się okazja, więc ochoczo z niej skorzystaliśmy. W Poznaniu byliśmy tylko przez jeden dzień. O ile na pobieżne zwiedzenie najważniejszych miejsc była to wystarczająca ilość czasu, to już kuchni wielkopolskiej w kilka godzin poznać się nie da... Żałujemy, bo kuchnia wielopolska obfituje w wiele ciekawie brzmiących - a zapewne i smacznych - potraw. Przyznajcie sami, że ślepe ryby, rzadkie pyrki, plyndze, szagówki, kulanki czy kluchy na łachu brzmią intrygująco! W żaden sposób nie dalibyśmy rady tego wszystkiego zjeść, a to tylko kilka z wielu wielkopolskich potraw. Zdecydowaliśmy się więc spróbować dwóch rzeczy, które chyba każdemu kojarzą się z Poznaniem, a mianowicie rogali świętomarcińskich i pyr z gzikiem. Rogale są produktem Chronionym Oznaczeniem Geograficznym i mają certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, która zobowiązuje cukierników do wypiekania rogali według tradycyjnej receptury i użycia składników najwyższej jakości. Historia pieczenia rogali zrodziła się w 1891 roku, gdy proboszcz parafii św. Marcina, Jan Lewicki, zaapelował do wiernych aby wzorem patrona zrobili coś dla biednych. W przekazach kościelnych św. Marcin był znany ze swojej dobroci i pomocy biednym. Jak głosi legenda pewnego dnia odwiedzając wiernych na swoim białym koniu zgubił podkowę, którą podniósł miejscowy cukiernik i wzorując się jej kształtem uformował ciasto z migdałami. Gdy rogale były upieczone – pamiętając o intencjach świętego – rozdał je potrzebującym. Obecny na wspomnianej mszy jeden z cukierników Józef Melzer, który pracował w pobliskiej cukierni, namówił swojego szefa, aby upiec rogale. I tak Rogale Świętomarcińskie trafiły na poznańskie ulice, gdzie bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk, a biedni otrzymywali go za darmo. Rogale cieszyły się takim powodzeniem, że zwyczaj wypieku w 1901 roku przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Oczywistym więc było, że kupiliśmy rogale oznaczone certyfikatem - bo jak już jeść, to tylko prawdziwe! Dodatkowo udało nam się trafić na rogale, które wygrały konkurs na najlepszego rogala świętomarcińskiego. Rogale były naprawdę dobre! Zjedliśmy je na śniadanie na poznańskim Starym Rynku. Pyszne rogale, aromatyczna kawa i widok na urocze kolorowe domki budnicze - to był naprawdę wyśmienity początek dnia!