Dzisiaj trochę inny wpis, bo bez konkretnego przepisu. Chciałam Wam tylko pokazać nasz ostatni norweski obiad. Mieliśmy wtedy zjeść coś innego, ale w sklepie w oko wpadły nam raki w zalewie koperkowej. W krajach skandynawskich jest teraz sezon na raki, więc żal byłoby nie skorzystać... :) Przy rakach nie było wiele pracy, więc były idealne na ostatni obiad, gdy większość dnia wypełniona była pakowaniem. Raki wystarczyło rozmrozić i razem z zalewą koperkową ugotować. Podałam je z ćwiartkami cytryny i z ziemniakami posypanymi tymiankiem. Bardzo mi smakowały! Do tego stopnia, że kupiłam kolejne ich opakowanie i przywiozłam ze sobą do Polski :) Najpierw na lotnisku przeżyłam chwilę grozy, czy przez ten kilogram raków (plus zamarznięta zalewa, więc całość ważyła około 2 kg) mój bagaż nie przekroczy magicznej granicy 20 kg - na szczęście idealnie zmieściłam się w tym limicie. Potem przez cały lot zastanawiałam się czy te raki się nie rozmrożą - na szczęście dotarły w nienaruszonym stanie, czyli całkowicie zamarznięte. A we własnej kuchni klęcząc przed lodówką stoczyłam walkę z ilością miejsca w zamrażalniku - trochę się namęczyłam, ale w końcu dokonałam cudu i upchnęłam w zamrażalniku raki, chociaż na pierwszy rzut oka nie miały prawa się tam zmieścić. Tak więc za jakiś czas na pewno pojawi się na blogu zupa rakowa i być może coś jeszcze.
Raki najlepiej kupować świeże i żywe. Świeżych raków nie udało mi się jeszcze dostać ani w Oslo ani w Krakowie, więc w pełni zadowoliłam się tymi mrożonymi. Jednak jeśli uda Wam się kupić świeże raki to przed ugotowaniem wyszorujcie je szczoteczką pod bieżącą wodą, a następnie wrzucajcie je pojedynczo na osolony wrzątek z dużą ilością łodyg kopru.
Ugotowane raki czerwienieją i lekko podwijają ogonki. Gotujemy je przez około 10-15 minut. Dłuższe gotowanie sprawi, że raki staną się mniej soczyste i stracą swój smak. Ugotowane raki pozostawiamy do ostygnięcia w wywarze, w którym się gotowały. Raki podajemy w całości, a ich jadalne części, to mięso z odwłoka i ze szczypiec.
A na zdjęciu poniżej Krzysiek, Grzesiek i Monika tuż przed rakową ucztą.
Mam nadzieję, że im smakowało :)
Smakowało :).
OdpowiedzUsuńjasne:)
OdpowiedzUsuńJej. Nigdy nie jadłam raków.Chyba bym się trochę bała, ale wyglądają pięknie i kolorek też smakowity.
OdpowiedzUsuń