24 listopada razem ze znajomy blogerami spotkaliśmy się w restauracji hotelu Hilton Garden Inn Kraków Airport na kolacji degustacyjnej. Na samo wspomnienie potraw, które wtedy jedliśmy, moje ślinianki zaczynają intensywniej pracować... Wszystkie potrawy nie tylko świetnie smakowały, ale były również pięknie podane! Powiem Wam, że takie kolacje mogłabym jeść co tydzień :)
Inicjatorem menu degustacyjnego był Miłosz Kowalski, który jest finalistą światowej klasy konkursu Salone Culinare w Birmingham (brązowy medal), uczestnikiem prestiżowego programu Iron Chef UK, a obecnie Szefem Kuchni w Hilton Garden Inn Kraków Airport w podkrakowskich Balicach. Miłosz Kowalski wraz ze swoim zespołem m.in. Hubertem Tabakiem znanym z 5. edycji programu Top Chef Polska, przygotował 9 wyjątkowych dań. Gościem specjalnym wieczoru była wybitna postać w świecie gastronomii, czyli Łukasz Widomski, który pracował u boku takich szefów kuchni jak Mark Hix, Kevin Graton, czy nagradzanego gwiazdkami Michelin Davida Cavalliera. Obecnie gotuje między innymi dla Księżnej Anny, Księcia Filipa, Lorda Mayora, czy na imprezach jak London Fashion Week. Przy takim składzie w kuchni - nie było innego wyjścia - kolacja musiała być wyśmienita!!!
Każde danie było dla mnie zaskoczeniem, zwłaszcza pod względem niestandardowego połączenia różnych smaków, ale każe bez wyjątku zachwycało! Całości dopełniały wina świetnie dobrane przez Piotra Kocimskiego do każdej potrawy.
Kolacja rozpoczęła się od świeżego pieczywa oraz koziego masła, a chwilę potem podano ferrero z foie grass. Połączenie kaczych wątróbek z czekoladą i orzechami było zdecydowanie niestandardowe. Jednak po pierwszym kęsie okazało się, że to połączenie idealne.
Kolejne danie to węgorz lardo z ogórkiem kiszonym - przyznajcie, że forma podania zachwyca!
Rydze z bryndzą i szczawiem zajęczym.
Sandacz z owsianką pietruszkową i kiszona kapusta z burakiem.
Kompot z szarej renety i chrzanu.
Filet kaczy z kaszą gryczaną, pigwą i boczkiem.
Policzki wołowe z gruszką, cykorią, puree ziemniaczanym i musztardą francuską.
Miód, Limoncello i kawa.
Kozi blues, czyli panna cotta z koziego jogurtu z pistacjami.
Był jeszcze jeden ostatni deser - jabłko z cynamonem i Ardbegiem - niestety musiałam z niego zrezygnować, nad czym bardzo ubolewam, bo na pewno smakował tak wyśmienicie jak i pozostałe dania. Pora była jednak już dość późna i zbliżała się godzina odjazdu przedostatniego pociągu do centrum miasta. W perspektywie miałam jeszcze wczesną pobudkę do pracy kolejnego dnia, więc z żalem opuściłam restaurację hotelu Hilon Garden Inn Airport. Podczas kolacji bawiłam się wyśmienicie i poznałam wiele ciekawych połączeń smakowych. Bardzo dziękuję za zaproszenie na tak rewelacyjną kolację!!!
Wiem, gdzie to jestt. Sama mieszkam pod Krakowem i czasem przejeżdżam koło hotelu. Dania naprawde super wyglądają.
OdpowiedzUsuńUwielbiam patrzeć na takie piękne kompozycje. Ludzie, którzy je tworzą to artyści :)
OdpowiedzUsuń