środa, 24 kwietnia 2013

Torcik w grochy


Dzisiaj zamiast przepisu mam dla Was torcik w grochy.
Zrobiłam go na prośbę Kasi z okazji imienin jej Taty.
Torcik podobno Tacie się spodobał i bardzo smakował :)




Wnętrze tortu to już tradycyjnie masa na bazie serka mascarpone i konfitura z czarnej porzeczki. Może to i monotematyczne, że ostatnio moje torty mają taki smak, ale nic na to nie poradzę, że wszystkim tak bardzo smakuje połączenie mascarpone i czarnej porzeczki, że nawet nie chcą słyszeć o czymś innym :)




Tym słodkim i kolorowym torcikiem żegnam się Wami na kilka dni, bo jutro skoro świt 
wylatujemy do Londynu. Plan zwiedzania jest już dopięty na ostatni guzik, teraz pozostaje
 tylko spakować walizki i możemy ruszać na podbój Londynu. To będą bardzo intensywne, 
ale i przyjemne dni, bo w końcu poznawanie nowych miejsc to to co lubimy najbardziej! :)

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Kremowa zupa z cebuli


Kremowa i sycąca zupa cebulowa.
Podana z serowymi grzankami jest
 idealnym pomysłem na szybki obiad. 




  • 5 dużych cebul
  • 1 duża marchewka
  • 1 mała pietruszka
  • mały kawałek selera
  • 3 ziemniaki
  • 3-4 ząbki czosnku
  • 150 ml białego wytrawnego wina
  • bagietka
  • starty żółty ser
  • pieprz
  • sól
  • kilka gałązek świeżego tymianku
  • gruby szczypior


Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy na patelni razem z czosnkiem przeciśniętym przez praskę. Podsmażoną cebulę oraz czosnek przekładamy do garnka, dolewamy wino i dusimy przez kilka minut. Następnie do garnka dodajemy około 1-1,5 litra wrzątku oraz warzywa pokrojone w kostkę i gałązki tymianku. Całość dusimy do momentu aż warzywa będą miękkie. Po tym czasie wyciągamy gałązki tymianku i zupę miksujemy blenderem na gładki krem. Doprawiamy pieprzem i solą do smaku. Jeśli zupa wyszła za gęsta to dolewamy trochę wody, a jeśli jest za rzadka to ją odparowujemy. Bagietkę kroimy na kromki. Każdą kromkę posypujemy startym żółtym serem i zapiekamy w piekarniku. Zupę podajemy z grzankami, posypaną posiekanym szczypiorem i startym żółtym serem. 



piątek, 19 kwietnia 2013

Murzynek z konfiturą truskawkową


Murzynek to jedno z moich ulubionych ciast. Robi się go błyskawicznie, a dzięki różnym dodatkom za każdym razem smakuje inaczej. Tym razem murzynka upiekłam w tortownicy, przełożyłam go konfiturą truskawkową, oblałam czekoladą i udekorowałam truskawkami. Prawda, że dobrze wygląda? I równie dobrze smakuje! Wprawdzie truskawki, które można teraz kupić w sklepach, nie smakują jeszcze jak te nasze polskie, ale zawsze to jakaś namiastka. A sezon truskawkowy co raz bliżej :) 




  • 2 szklanki cukru
  • 2 jajka
  • 150 g miękkiej margaryny 
  • 3 szklanki mąki pszennej
  • 1 i 3/4 szklanki mleka
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3 łyżki kakao
  • 200 g czekolady mlecznej
  • konfitura truskawkowa
  • świeże truskawki do dekoracji


Cukier ucieramy z jajkami na gładką i puszystą masę. Następnie stopniowo dodajemy margarynę i dalej ucieramy. Do powstałej masy dodajemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i kakaem oraz mleko. Całość dokładnie mieszamy. Powstałe ciasto przelewamy do foremki wysmarowanej margaryną i pieczemy przez około 45-50 minut, w temperaturze około 190 stopni C, do tzw. suchego patyczka. Wystudzone ciasto przecinamy na jeden lub 2 blaty i smarujemy konfiturą truskawkową. W kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę mleczną i smarujemy nią wierzch i boki ciasta. Na wierzchu ciasta - zanim czekolada zastygnie - układamy połówki truskawek.






Gulab Jamun, czyli prawdziwie indyjski deser


Pamiętacie indyjską lekcję gotowania w hotelu Radisson Blu w Krakowie na której byłam dwa tygodnie temu? Jadłam wtedy po raz pierwszy gulab jamun. Ten indyjski deser, mimo że jest bardzo słodki i nie da się go zjeść dużo, bardzo mi posmakował. Od indyjskiego kucharza Surjit'a, który wtedy z nami gotował, dostałam przepis na te indyjskie słodkości. Obiecałam Przyjaciółce, że kiedyś je zrobię w domu. Okazja nadarzyła się kilka dni temu. Wybierałyśmy się do teatru. A przed sztuką Justyna wpadła do mnie na kawę, do której podałam własnie gulab jamun. I tak jak przewidywałam: gulab jamun zachwyciły Justynę. Powiedziała  nawet, że ten indyjski deser plasuje się na trzecim miejscu wśród wszystkich słodkości które u mnie jadła. Jeśli chcecie wiedzieć jakie są pozostałe dwa desery,  które Justynie najbardziej smakowały, to musicie zapytać ją o to sami. A ja tymczasem zapraszam Was na gulab jamun!




  • 200 g mleka w proszku (nie granulowanego)
  • szczypta proszku do pieczenia
  • 2 płaskie łyżki mąki pszennej
  • 100 ml śmietany 18%
  • olej do smażenia


  • 300 g cukru
  • 400 ml wody
  • 3-5 łyżek wody różanej
  • kilka ziaren kardamonu
  • wiórki kokosowe do dekoracji





Mleko w proszku mieszamy z proszkiem do pieczenia, mąką i śmietaną. Wyrabiamy ciasto i formujemy z niego kulki. Uformowane kulki smażymy na głębokim tłuszczu do uzyskania złocistego koloru. Należy uważać, żeby tłuszcz nie był zbyt gorący, bo wtedy kulki z wierzchu się spieką, a w środku będą surowe. Następnie przygotowujemy syrop: gotujemy wodę z ziarnami kardamonu, dodajemy cukier i gotujemy jeszcze przez kolejne 15 minut. Po tym czasie wlewamy wodę różaną i zdejmujemy syrop z kuchenki. Do syropu wkładamy usmażone kulki i zostawiamy w nim  na co najmniej 40 minut, ale im dłużej będą w nim zanurzone tym będą lepsze. Gulab jamun podajemy polane syropem i posypane wiórkami koksowymi. Ja dodałam jeszcze brzoskwinie pokrojone na mniejsze kawałki. 





czwartek, 18 kwietnia 2013

Grillowany bakłażan przekładany szpinakiem i szynką szwarcwaldzką


Pomysł na tą pyszną przekąskę podsunęła mi Ulla z bloga Kuchnia na wzgórzu. Początkowo planowałam zrobić wszystko dokładnie według przepisu Ulli, ale ostatecznie pozmieniałam to i owo. W zamrażarce miałam mrożony rozdrobniony szpinak, więc nie było sensu kupować świeżego, chociaż świeży szpinak baby wygląda zdecydowanie atrakcyjniej. W lodówce miałam też pramezan, więc postanowiłam zastąpić nim gorgonzolę. Od siebie dodałam jeszcze szynkę szwarcwaldzką i garść ziaren słonecznika. Efekt końcowy był bardzo smaczny :) Dzięki Ulcik za tak pyszną inspirację!




  • 1 bakłażan
  • 100-150 g szpinaku (użyłam mrożonego ale lepszy będzie świeży)
  • 3 ząbki czosnku
  • kilka plasterków szynki szwarcwaldzkiej
  • świeżo zmielony czarny pieprz
  • 20-30 g startego parmezanu
  • garść ziaren słonecznika
  • kilka kropli oliwy


Bakłażana kroimy wzdłuż na plastry. Każdy plaster skrapiamy oliwą i smażymy na patelni grillowej, grillu lub na zwykłej patelni do czasu aż się lekko zarumieni. Na drugiej patelni podsmażamy szpinak z połową startego parmezanu i ziarnami słonecznika. Doprawiamy solą oraz świeżo zmielonym pieprzem. Gorące plastry bakłażana przekładamy szpinakiem i plastrami szynki szwarcwaldzkiej. Całość posypujemy po wierzchu pozostałym startym parmezanem. Danie jest dość sycące, mimo że bakłażan nie był duży, to zjedliśmy go z Krzyśkiem na pół :)





środa, 17 kwietnia 2013

Węgierski gulasz z galuszkami


Od czasu do czasu spotykamy się z Przyjaciółmi i wspólnie coś gotujemy. Ostatnio padł pomysł wieczoru z kuchnią węgierską, bo Michałowi zamarzył się prawdziwy węgierski gulasz. Postanowiłyśmy z Kasią,  że gulasz podamy z typowo węgierskimi galuszkami. Dopełnieniem wieczoru było węgierskie ciasto gerbaud, które kilka dni temu pojawiło się na blogu. Zarówno przepis na gulasz jak i na galuszki pochodzi z gazetki Kulinarny atlas świata - Węgry.




Gulasz
  • 400 g wieprzowiny
  • 400 g wołowiny
  • 2 cebule
  • 3 łyżki smalcu lub oleju
  • 2 marchewki
  • 2 pietruszki
  • 2 łyżki słodkiej czerwonej papryki w proszku
  • 2-3 ząbki czosnku
  • 1 łyżeczka mielonego kminku
  • 2 ostre czerwone papryczki
  • 1 zielona papryka (opcjonalnie)
  • 5-6 średnich ziemniaków (zamiast galuszek)
  • 1 pomidor
  • czarny pieprz
  • sól
  • gruby szczypior do dekoracji


Galuszki
  • 500 g mąki
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka soli
  • woda


Cebulę siekamy w kostkę i smażymy na smalcu. Do usmażonej cebuli dodajemy 2 łyżki 
słodkiej papryki. Mięso kroimy w kostkę, dodajemy do usmażonej cebuli, doprawiamy
 solą oraz pieprzem  i dusimy pod przykryciem we własnym sosie. Jeśli to 
jest konieczne, to dolewamy trochę wody.  


  


Marchewkę kroimy w plasterki, a zieloną paprykę w kostkę. 
Jeśli chcemy do gulaszu dodać ziemniaki, to również kroimy je w kostkę. 
Pietruszkę obieramy i zostawiamy ją w jednym kawałku. 





Gdy mięso jest już prawie miękkie dorzucamy do garnka pokrojone marchewkę, zieloną paprykę
 i ziemniaki oraz całą pietruszkę i całego pomidora. Dolewamy trochę wrzącej wody, kminek, 
zmiażdżone ząbki czosnku oraz ostrą papryczkę pozbawioną ziaren i pokrojoną w plasterki. 
Całość dusimy pod przykryciem do czasu aż warzywa będą miękkie. Następnie wyciągamy 
pietruszkę i pomidora. Jeśli gulasz jest za rzadki, to odparowujemy nadmiar wody.




Jak dla mnie gulasz ma idealną ostrość, ale dla wielbicieli ostrzejszych dań możemy przyrządzić pastę z ostrych papryczek. Ostre papryczki drobno kroimy, a następnie ucieramy w moździerzu, tak aby utworzyły coś coś w rodzaju pasty. Taką pastę podajemy na osobnej miseczkę i każdy sam sobie doprawia nią gulasz.


   

  
Jeśli zdecydowaliśmy się podać gulasz z galuszkami, to przygotowujemy teraz ciasto. Do miski wsypujemy mąkę, dodajemy łyżeczkę soli i jedno jajko. Powoli mieszamy dolewając stopniowo zimną wodę. Wody powinno być tyle, by ciasto miało lekko kleistą konsystencję. Ciasto odstawiamy pod przykryciem na pół godziny. W garnku gotujemy wodę, solimy ją. Ciasto na galuszki dzielimy na 3 części. Bierzemy jedną część, kładziemy na desce, odrywamy nożem pasemko grubości palca, kroimy je na 1-2 centymetrowe kawałki i od razu zsuwamy z deski do wrzątku. Kiedy galuszki wypłyną na wierzch, wyciągamy je na durszlak, wstawiamy na chwilę pod bieżącą ciepłą wodę i przekładamy do miski. Podobnie postępujemy z pozostałymi dwoma częściami ciasta.


   


Kasia i ogromna kluska :)




Nawet Gosia się załapała na gotowanie galuszek :)




Wspólnemu gotowaniu tradycyjnie już towarzyszyło winko :)




Gdy galuszki są już gototowe, układamy je na dnie miseczek, a na wierzch nakładamy
 gorący gulasz. Dekorujemy posiekanym grubym szczypiorem i 1-2 galuszkami.





poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Zakręcone drożdżowe bułeczki cytrynowe


Kilka dni temu Domi z bloga Domi w kuchni napisała do mnie, że wyszukała ciekawy przepis na drożdżowe bułeczki z polewą na bazie kremowego serka i zaproponowała wspólne pieczenie. Na zdjęciu wyglądały tak apetycznie, że od razu zapaliłam się do pomysłu wspólnego pieczenia. Bułeczki upiekłyśmy w piątek i wyszły naprawdę rewelacyjne! Początkowo miałam je zrobić z połowy porcji, ale ostatecznie upiekłam je z całości  i do dzisiaj nie uchowała się żadna bułeczka. Przepis pochodzi z bloga Cheeky kitchen. Odrobinę go zmodyfikowałam. W przepisie użyto cytryn Meyer: jest to odmiana cytryn powstała z krzyżówki klasycznej cytryny i pomarańczy, delikatna w smaku i bardzo soczysta, o cienkiej skórce. Niestety w naszych krajowych sklepach nie spotkałam tej odmiany cytryn, zapewne dlatego że ze względu na cienką skórkę nie za bardzo nadają się do transportu. Dlatego też do upieczenia bułeczek postanowiłam użyć cytryn i pomarańczy. Jak raz zrobicie te bułeczki, to na pewno staną się częstym wypiekiem w Waszych domach. A w kremowej polewie zakochacie się na zabój :) 




  • 2 łyżki suchych drożdży
  • 2 szklanki ciepłej wody
  • 2/3 szklanki odtłuszczonego mleka w proszku
  • 1 i 1/2 szklanki cukru
  • 2 łyżeczki soli
  • 200 g masła
  • 5-5,5 szklanki mąki pszennej
  • 1 jajko
  • skórka otarta z 3 cytryn i 2 pomarańczy

  • sok wyciśnięty z 1 cytryny
  • sok wyciśnięty z 1 pomarańczy
  • około 150 g serka mascarpone lub innego kremowego serka
  • około 3 szklanki cukru pudru





W misce mieszamy wodę oraz drożdże i odstawiamy na około 10 minut. Po tym czasie do miski dodajemy mleko w proszku, 1/2 szklanki cukru, sól, 100 g miękkiego masła i 1 jajko. Całość dokładnie mieszamy, a następnie stopniowo dodajemy po 1 szklance mąki, tak aby ciasto było miękkie i nieklejące. Ciasto dokładnie wyrabiamy, tak aby było elastyczne. Wyrobione ciasto przekładamy do miski, skrapiamy po wierzchu oliwą, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na około godzinę, żeby wyrosło. Wyrośnięte ciasto dzielimy na 3 części. Każdą z części rozwałkowujemy na duży prostokąt o grubości około 1 cm. Pozostałe masło topimy i smarujemy nim ciasto, posypujemy skórką startą z cytryn i pomarańczy oraz cukrem. Prostokąty zwijamy ciasno w rulony i ostrym nożem tniemy na około 5 cm kawałki. Tak powstałe ślimaczki układamy na blasze wysmarowanej masłem i odstawiamy na kilkanaście minut do wyrośnięcia. Piekarnik nagrzewamy do temperatury około 190 stopni C. Bułeczki pieczemy na złoty kolor przez około 20 minut. 

Serek mascarpone, sok z cytrusów i cukier puder ucieramy na gładki krem. Polewamy nim bułeczki i posypujemy po wierzchu skórką z cytryn oraz pomarańczy. Smakują wyśmienicie zarówno na ciepło jak i na zimno. 




Domi, dziękuję Ci za wspólne pieczenie
 i już nie mogę się doczekać następnego razu :)


piątek, 12 kwietnia 2013

Sałatka z rukolą, łososiem i pomarańczami


Obiecałam Wam, że zrobię w domu moją zwycięską sałatkę, która została nagrodzona podczas Dietetycznych rewolucji. Sałatka jest naprawdę rewelacyjna! Posmakowała nawet mojemu Mężowi, który nie przepada za łączeniem owoców z wytrawnymi produktami. Krzysiek zjadł ją praktycznie całą, więc to chyba najlepsza rekomendacja :) Sałatka jest praktycznie identyczna jak ta, którą przygotowałam na warsztatach. Zwiększyłam jedynie ilość rukoli, a karbowaną sałatę zamieniłam na masłową, bo jak na złość karbowanej nigdzie nie znalazłam. 




  • 3 garści rukoli
  • 3-4 liście sałaty
  • 150 g wędzonego łososia
  • 1 duża pomarańcza
  • około 12 kulek ciemnych winogron
  • 3-4 łyżeczki prażonych ziaren dyni 
  • garść kiełków brokuła
  • 2 łyżki oleju z pestek dyni
  • 3 łyżki soku z granatów
  • grubo zmielony czarny pieprz


Sałatę i łososia targamy na mniejsze kawałki. Pomarańczę obieramy ze skórki, dzielimy na ćwiartki, a każdą ćwiartkę kroimy na kawałki. Winogrona kroimy na ćwiartki. Wszystkie te składniki wrzucamy do miski, dodajemy rukolę, ziarna dyni oraz kiełki. Z oleju z pestek dyni i soku z granatów przygotowujemy sos, polewamy nim sałatkę i całość dokładnie mieszamy. Doprawiamy do smaku grubo zmielonym czarnym pieprzem. 




czwartek, 11 kwietnia 2013

Gerbaud - węgierskie ciasto z orzechami


Znacie jakieś węgierskie ciasta i desery? Bo ja do tej pory nie znałam żadnego... Ostatnio padł pomysł spotkania z przyjaciółmi przy kuchni węgierskiej. O ile gulasz, bogracz czy inne typowo węgierskie potrawy zna prawie każdy, to ze słodkościami jest już problem. Odszukałam więc gazetkę Kulinarny atlas świata - Węgry i nie pozostało mi nic innego jak tylko zdecydować, które ciasto upiec. W końcu wybrałam gerbaud: cienkie warstwy ciasta drożdżowego przełożone dżemem morelowym i zmielonymi orzechami włoskimi. Gerbaud robi się bardzo szybko i jest bardzo dobre, chociaż jak na mój gust ciut za słodkie. Natomiast Przyjaciele i Rodzina stwierdzili, że jest idealne :)




Ciasto

  • 450 g mąki pszennej
  • 2 żółtka
  • 200 ml śmietany (użyłam 12% tł.)
  • 250 g margaryny
  • 40 g drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • szczypta soli


Masa

  • 3 szklanki dżemu morelowego
  • 300 g mielonych orzechów włoskich
  • 400 g cukru


Polewa

  • 300 g cukru
  • 2 łyżki kakao
  • 1 szklanka wody
  • mała grudka margaryny




Mąkę rozcieramy z margaryną zostawiając małą grudkę która będzie potrzebna do zrobienia polewy. W kubku dokładnie mieszamy śmietanę, żółtka, drożdże, sól i cukier. Masę wlewamy do mąki i wyrabiamy dokładnie ciasto. Dzielimy je na 3 części. Każdą z części rozwałkowujemy bardzo cienko, na grubość 2-3 mm. Proporcje ciasta są podane na blachę o wymiarach 35 x 35 cm. Ja takiej nie miałam, użyłam blachy o wymiarach 35 x 25 cm, więc zostało mi trochę ciasta, z którego upiekłam drożdżowe ślimaczki. Pierwszy cienko rozwałkowany blat ciasta przenosimy za pomocą wałka na blachę wysmarowaną margaryną i wysypaną mąką. Smarujemy go dżemem morelowym i posypujemy połową zmielonych orzechów wymieszanych z cukrem. Przykrywamy drugim ciastem, ponownie smarujemy dżemem i posypujemy orzechami z cukrem. Na wierzchu układamy ostatnią warstwę ciasta i odstawiamy w chłodne miejsce na 2 godziny. Ja włożyłam blachę z ciastem do lodówki. Po tym czasie ciasto pieczemy w temperaturze 200 stopni C. przez 30 minut. Po wyjęciu z piekarnika wierzch ciasta delikatnie wygładzamy wałkiem, żeby wycisnąć pęcherzyki powietrza, które utworzyły się podczas pieczenia. Następnie przygotowujemy polewę: szklankę wody gotujemy z cukrem do czasu aż utworzy się gęsty syrop. Do syropu dosypujemy kakao, mieszamy i jeszcze chwile gotujemy. Polewę zdejmujemy z ognia, dodajemy do niej pozostałą grudkę margaryny i mieszamy. Polewą pokrywamy wierzch ciasta i odstawiamy w chłodne miejsce. Pokroiłam ciasto zanim polewa całkowicie zastygła, ale jeśli chcecie by utworzyła ładną równą warstwę bez zacieków, to poczekajcie aż polewa całkowicie zastygnie i dopiero wtedy pokrójcie ciasto.





środa, 10 kwietnia 2013

Dietetyczne rewolucje z Oleofarm w andel's hotel Cracow


W ostatnią sobotę miałam okazję uczestniczyć w Dietetycznych rewolucjach 
zorganizowanych przez firmę Oleofarm i andels's Hotel Cracow. Spotkanie odbyło się 
w restauracji Delight w krakowskim hotelu andels's.

Podczas spotkania miałam okazję poznać wiele krakowskich
 blogerek, które do tej pory znałam jedynie wirtualnie.


Zdjęcie dzięki uprzejmości Oleofarm.

Podczas spotkania miałyśmy okazję poznać szeroką gamę produktów firmy Oleofarm, zwłaszcza
 soków i olejów tłoczonych zimno. Dietetyczka opowiedziała nam jakie produkty warto ze sobą
 łączyć, aby było zdrowo. Dostałyśmy solidną porcję wiedzy na temat zdrowych tłuszczów,
będących źródłem nienasyconych kwasów tłuszczowych Omega 3-6-9.

Następnie przystąpiłyśmy do degustacji. Zaczęłyśmy od soków, które nie są dosładzane, zawierają jedynie naturalnie występujące cukry. I co najważniejsze, soki te to prawdziwe 100% soki bez innych dodatków.
Niektóre soki mnie zachwyciły (zwłaszcza sok z granatu czy z żurawiny), inne niespecjalnie przypadły mi do gustu (sok z rokitnika czy z noni), ale cieszę się miałam okazję ich skosztować.




Po degustacji soków przyszła pora na oleje tłoczone na zimno. Część z nich znałam,
 ale niektóre były dla mnie nowością. Pierwszy raz mogłam spróbować oleju
 z orzechów laskowych, różanego czy z awokado. I powiem Wam, 
że ten z orzechów laskowych jest moim numerem jeden :)




W drugiej części spotkania, szef kuchni restauracji Delight Rafał Kosiński opowiedział 
nam jak w prosty sposób można przygotować pyszne sosy do sałatek, a następnie 
przystąpiłyśmy do tworzenia własnych sałatkowych kompozycji. Czekały na nas stoły 
zastawione różnymi produktami, z których mogłyśmy korzystać do woli.


   






Blogerki w swoim żywiole, czyli tworzymy pyszne sałatki :)




Rafał Kosiński podczas pracy...




... i stworzona przez niego sałatka :)




Nasze sałatki oceniał szef kuchni i dietetyczka. Cztery z nich zostały nagrodzone.
W zaszczytnym gronie zwycięskich sałatek znalazła się również moja sałatka. W najbliższych
 dniach planuję odtworzyć ją w domu, bo wyszła rewelacyjna i oczywiście podzielę się z Wami przepisem. 




Nagrodą za tą pyszną sałatkę były produkty firmy Oleofarm 
oraz voucher na kolację w restauracji Delight w hotelu andel's Cracow.
Postanowiłam, że voucher wykorzystam w czerwcu, w moje urodziny.
Już nie mogę się doczekać tej kolacji, gdyż od kiedy szefem kuchni został
 Rafał Kosiński, w restauracji Deligh można zjeść dania polskiej kuchni
 fusion opartej o regionalne specjały i lokalne produkty. 




Zanim przystąpiłyśmy do degustacji zrobionych przez nas sałatek miałyśmy również okazję spróbować wyśmienitych win austriackich. Były to Riesling Zahel Nussberg Wien (na zdjęciu poniżej z prawej strony) oraz Chardonnay Ladner Reserve Jurtschitsch Kamptal (na zdjęciu poniżej z lewej strony). Oczywiście udzielono nam małej lekcji jak powinno się degustować wino, aby wydobyć z niego wszystkie smaki :)




Riesling Zahel z obszaru Nussberg z regionu Wiedeń to doskonały Riesling. Riesling
jest ciekawym szczepem, ponieważ nie jest jednorodny. Zdarzają się wina słodkie oraz
wina, które są bardzo wytrawne. Jego smak jest charakterystycznie owocowy, z zdecydowanymi
nutami kwiatowymi. Sam Riesling Zahel charakteryzuje się złożoną owocowością z typowymi nutami owoców pestkowych i wyczuwalną słodkością grejpfruta. Wino to smakowało rewelacyjnie. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że było to jedno z lepszych win jakie zdarzyło mi się pić. 




Natomiast drugie wino, które tego dnia piłyśmy, to Chardonnay Ladner Reserve Jurtschitsch Kamptal. Chardonnay jest charakterystycznym szczepem. Produkuje się z niego wina cięższe, które doskonale nadają się do leżakowania. Ciekawostką jest to, że tylko wina z tego szczepu mają wyróżniającą się nutę wanilii.
Chardonnay Jurtschitsch jest eleganckim i wyważonym winem. Reserve oznacza, że wino starzeje się              w dębowych beczkach. Ma niepowtarzalny zapach opalanych dębowych beczek z nutą owocową. Smak trochę pikantny, owocowy z nieodłączną oczywiście nutą wanilii.




Gdy wypiłyśmy wina i zjadłyśmy nasze sałatki,
kelnerzy przynieśli nam pyszne kremowe desery.




Na zakończenie tego miłego spotkania, każda z blogerek dostała upominki od firmy Oleofarm...




... oraz świetną i ładnie wydaną  książkę o austriackich winnicach od hotelu andel's Cracow.
 Już sobie wyobrażam wycieczkę po Austrii szlakiem winnic i kosztowanie doskonałych win.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zrealizować ten plan :)




Na koniec mam dla Was jeszcze krótką filmową relację z naszego spotkania:




To był bardzo miło spędzony czas. Nie dość, że poznałam nowe smaki olejów i soków, to jeszcze spotkałam krakowskie blogerki. Na rozmowach i wymianie doświadczeń szybko upłynął nam czas.
 Bardzo dziękuję firmie Olefarm i hotelowi andel's Cracow za zaproszenie na Dietetyczne rewolucje.

Więcej zdjęć z Dietetycznych rewolucji - w tym wszystkie sałatki stworzone
 przez krakowskie blogerki - znajdziecie TUTAJ.