Wtorek upłynął mi bardzo miło. Przyjechała do mnie Babcia Teresa i piekłyśmy razem chrust. Bardzo lubię takie wspólne gotowanie i pieczenie z Babciami, bo obydwie zawsze wtedy opowiadają różne ciekawe historie ze swojego dzieciństwa i młodości, których mogłabym słuchać godzinami. Tym razem Babcia Teresa opowiadała między innymi o swoim pierwszym pieczeniu chrustu, gdy miała kilkanaście lat. Jej Mama, czyli moja Prababcia była wtedy chora i leżała w łóżku, a że nazajutrz miał być Tłusty Czwartek, to pieczeniem chrustu zajęła się Babcia Teresa. Jej Mama udzielała jej wskazówek co do ilości poszczególnych składników, ale Babcia Teresa pomyślała sobie, że jak da więcej śmietany, to chrust będzie smaczniejszy. I owszem był smaczny, ale przez tą dużą ilość śmietany podczas pieczenia tak bardzo się kruszył, że wyławiała z garnka małe kawałeczki :) Lubicie słuchać takich rodzinnych historii? Bo ja bardzo :)
- 3 szklanki mąki
- 1 kopiata łyżka masła
- 2 płaskie łyżeczki proszku po pieczenia
- 1 cukier wanilinowy
- 3 łyżki spirytusu
- mały kubek śmietany 18% (200 g)
- 2 szczypty soli
- 7 żółtek
- 1 jajko
plus
- 3 kostki smalcu do smażenia
- cukier puder do posypania
Masło roztapiamy i odstawiamy do przestudzenia. Gdy będzie już zimne łączymy je z pozostałymi składnikami i wyrabiamy gładkie ciasto. Ciasto odstawiamy na 30 minut, a po tym czasie tłuczemy je wałkiem lub rzucamy nim mocno o stolnicę przez 10 minut, aby się napowietrzyło. Następnie ciasto rozwałkowujemy na grubość 2-3 mm, tniemy je najpierw na paski o szerokości około 3 cm, a te następnie dzielimy na krótsze mniej więcej 10 cm kawałki. W każdym kawałku na środku robimy nacięcie i przekładamy przez nie jeden z końców, tak aby ciasto się wywinęło. Nie trzymałyśmy się z Babcią ściśle wymiarów, więc każdy nasz chrust miał inną wielkość, ale przez to ciekawej prezentował się na talerzu :) W garnku rozpuszczamy 3 kostki smalcu i gdy się rozgrzeje smażymy na nim chrust, z obydwu stron na zloty kolor. Po wyciągnięciu z garnka chrust układamy na papierowym ręczniku, żeby odsączył się z nadmiaru tłuszczu, a następnie posypujemy go cukrem pudrem.
Hymn... Pyszności! Nie jadłam ich chyba ze trzy lata...
OdpowiedzUsuńpięknie Ci wyszedł:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam faworki ;))
OdpowiedzUsuńlubię opowieści i rodzinne spędzanie czasu w kuchni :)
OdpowiedzUsuńzapomniałam dodać że chrusty wspaniałe :)
OdpowiedzUsuń