Już chyba tradycją stało się, że na każde Święta robię pasztet. Zazwyczaj ze sprawdzonego babcinego przepisu z drobnymi modyfikacjami. Tym razem do pasztetu dodałam suszoną żurawinę, która dodała mu delikatnej słodyczy i nieskromnie powiem, że to chyba najlepszy pasztet jaki do tej pory zrobiłam. Polecam go nie tylko na Święta, ale i na co dzień.
poniedziałek, 29 grudnia 2014
piątek, 26 grudnia 2014
Najlepsze pierniczki
W tamtym roku piekłam pierniczki z ciasta dojrzewającego - w tym roku z takiego ciasta upiekłam klasyczny dojrzewający piernik staropolski, a pierniczki zrobiłam z przepisu, który kilka lat temu dostałam od mojej Mamy. Pierniczki wychodzą z niego przepyszne - miękkie i aromatyczne! Wystarczy upiec je kilka dni przed Wigilią i zamknąć w szczelnym pojemniku, by w czasie Świąt cieszyć się ich smakiem. W tym roku zdecydowałam się ozdobić je tylko białym lukrem - przyznajcie, że tak prosto udekorowane pierniczki mają ponadczasowy urok.
czwartek, 25 grudnia 2014
Radosnych Świąt!
Kochani, życzę Wam radosnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia
spędzonych z najbliższymi, odpoczynku od codziennego zabiegania przy
pachnącej lasem choince i mnóstwa smakowitych świątecznych potraw :)
wtorek, 23 grudnia 2014
Staropolski piernik dojrzewający
Staropolski piernik dojrzewający wymaga trochę zachodu... Najpierw trzeba pamiętać, żeby około 3-5 tygodni przed Świętami przygotować ciasto, które następnie leżakuje w lodówce. Przy małej lodówce jest to trochę niewygodne, bo miska z ciastem zajmuje cenne miejsce. Ale wszystkie te niewielkie w sumie niedogodności odchodzą w niepamięć po pierwszym kęsie staropolskiego piernika dojrzewającego! Jest po prostu rewelacyjny! Gwarantuję Wam, że kto raz go upiecze, będzie to robił już co roku! Miękki, pachnący korzennymi przyprawami, przełożony powidłami śliwkowymi, z ulubionymi bakaliami - to zdecydowanie mój ulubiony piernik!
niedziela, 21 grudnia 2014
Szybki piernik
Jeśli pod koniec listopada zapomnieliście przygotować ciasto na piernik dojrzewający, to nic straconego, bo zawsze możecie upiec piernik, który nie potrzebuje leżakowania i od razu nadaje się do jedzenia, a jest równie smaczny jak piernik dojrzewający. Gotowy piernik możecie przełożyć powidłami śliwkowymi, lub tak jak ja - pominąć je. Piernik oblałam lukrem i posypałam bakaliami, ale równie dobrze lukier możecie zamienić na czekoladę, a posypać go wybranymi ulubionymi suszonymi owocami lub orzechami.
sobota, 20 grudnia 2014
Kluski z makiem
Ostatnio był makowiec, więc dzisiaj zapraszam Was na kluski z makiem. To kolejna
z potraw, które pojawiają się na naszym wigilijnym stole. To słodkie co nieco, które pojawia
się tylko raz do roku, a więc nieodzownie kojarzy się ze Świętami Bożego Narodzenia.
środa, 17 grudnia 2014
Makowiec
Makowiec to obowiązkowy wypiek bożonarodzeniowy w wielu domach - u nas jest w postaci rolady drożdżowej. Chociaż na pierwszy rzut oka przepis może wydawać się skomplikowany, to nic bardziej mylnego: makowiec robi się bardzo prosto i każdy z Was poradzi sobie z jego upieczeniem. U Was makowiec też jest na każde Boże Narodzenie? :)
wtorek, 16 grudnia 2014
Ostrygi zapiekane z parmezanem i natką pietruszki
Jakiś czas temu wzięłam udział w konkursie zorganizowanym przez Beatę z bloga Kuchnia w Zieleni i firmę Tesoro del Mar - dostawcę świeżych ryb i owoców morza na terenie Krakowa. Udało mi się wygrać, a nagrodą były świeże ostrygi. Ucieszyłam się tym bardziej, że jeszcze nie jedliśmy tych owoców morza. Ostrygi postanowiłam przygotować w jeden z najprostszych i chyba najbardziej znanych sposobów, tzn. zapiekane z parmezanem i natką pietruszki. Wyszły bardzo smaczne, aczkolwiek nie zajmują pierwszego miejsca na naszej liście ulubionych owoców morza - co jest numerem jeden, dowiecie się w jednym z kolejnych postów - zdradzę Wam tylko, że jest to owoc morza, który zamówiliśmy w Tesoro del Mar przy okazji dostarczania do nas wygranych ostryg :) Wracając do ostryg, to podczas otwierania ich złamaliśmy czubek ulubionego noża Krzyśka - chociaż dobranie się do zawartości muszli nie należy do najłatwiejszych, to z każdą kolejną ostrygą szło nam co raz lepiej. Ostrygi zapiekane z parmezanem i natką pietruszki mogą pełnić - w zależności od ilości - rolę przystawki lub samodzielnego dnia.
poniedziałek, 15 grudnia 2014
Korzenne ciasteczka
Boże Narodzenie co raz bliżej, więc już najwyższa pora pomyśleć o słodkich prezentach dla bliskich nam osób. Prezentem, który ucieszy każdego łasucha są pachnące świętami korzenne ciasteczka. Jeśli spersonalizujecie je poprzez dodanie osobistych napisów, np. dla kochanej Babci, kocham Cię, jesteś dla mnie ważny itp., to gwarantuję Wam, że obdarowana osoba będzie taki prezent miała w pamięci bardzo długo!
niedziela, 14 grudnia 2014
Słodkie warsztaty w Krakowskiej Manufakturze Czekolady
Krakowską Manufakturę Czekolady bardzo lubię i często wpadam tam gdy jestem w pobliżu. Więc gdy Paclan ogłosił konkurs, w którym nagrodą były warsztaty w Manufakturze Czekolady, od razu wzięłam w nim udział z nadzieją, że może uda się wygrać. I udało się! Na konkurs wysłałam moje muffinki czekoladowe z wiśniami i kremem czekoladowym - dziękuję firmie Paclan za docenienie mojego przepisu :)
niedziela, 7 grudnia 2014
Drożdżowy Mikołaj
Kilka dni temu Patrycja wrzuciła na Facebooka zdjęcie Mikołaja. Mikołaj od razu mi się spodobał! Razem z Patrycją, Justyną i Angeliką postanowiłyśmy wspólnie upiec drożdżowe Mikołaje. Do wspólnego pieczenia zaprosiłyśmy również przyjaciół i znajomych blogerów. Kilka osób się skusiło i co jeden Mikołaj to był ładniejszy :) Przepis i zdjęciowa instrukcja wykonania Mikołaja pochodzi ze strony tasteofhome.com. Ciasto z którego jest zrobiony Mikołaj to coś jakby delikatnie słodka bułka - w każdym razie jest bardzo smaczne i zdecydowanie polecam Wam upieczenie swojego własnego Mikołaja! Mikołaja Angeliki możecie zobaczyć TUTAJ.
czwartek, 4 grudnia 2014
Tort pomarańczowy
Pod koniec listopada mój kochany Dziadziuś Zdzisiu obchodzi swoje imieniny.
Z tej okazji upiekłam dla niego pyszny tort: lekki i niezbyt słodki, z dużymi
kawałkami pomarańczy - smakował rewelacyjnie!
poniedziałek, 1 grudnia 2014
Pieczone kasztany
Podobno najlepsze kasztany są na Placu Pigalle... Mnie jednak pieczone kasztany kojarzą się głównie z Włochami. W Rzymie, Neapolu czy Bolonii na każdym kroku spotyka się ulicznych sprzedawców kasztanów wesoło zachęcających do kupna tego słodkawego przysmaku. Od niedawna w Krakowie również możemy rozkoszować się smakiem gorących kasztanów za sprawą Pana Kasztana. Nie wiem jak smakują jego kasztany, ale Ci co je u niego jedli, wyrażają same pozytywne opinie. Oczywiście kasztany jadalne można kupić też w dużych marketach. Jednak żadne nie smakują tak jak te włoskie... Z ostatniego pobytu w Neapolu przywieźliśmy trochę kasztanów. Zastanawiałam się czy zrobić z nich kasztanową zupę czy może upiec ciasto. Ostatecznie jednak przyrządziłam je w najprostszy możliwy sposób, czyli upiekłam w piekarniku. I takie smakują najlepiej!
piątek, 28 listopada 2014
Suszone jabłka
Za zwykłymi chipsami nie przepadam, ale jabłkowe to co innego! Wprost je uwielbiam! A odkąd mam suszarkę do owoców i warzyw, to te chrupiące jabłkowe plasterki pojawiają się u nas dość często. Są idealne jako przekąska lub dodatek do domowego musli. Plasterki jabłek można przed suszeniem oprószyć cynamonem.
niedziela, 23 listopada 2014
Muffiny czekoladowe z wiśniami i kremem czekoladowym
Gdy za oknem zimno i ponuro, do popołudniowej kawy idealnie pasują mocno czekoladowe muffinki z wiśniami i czekoladowym kremem. Po prostu rozpływają się w ustach i po pierwszym kęsie wywołują uśmiech na twarzy. Dzisiaj chyba pierwszy raz zdarzyło mi, że nie miałam w domu papilotek na muffinki - ale mając papier do pieczenia, z powodzeniem można samemu zrobić papilotki typu tulipan. Do ich wykonania użyłam papieru firmy Paclan, który sprawdził się idealnie. Aby zrobić taką papilotkę, wystarczy z papieru do pieczenia wyciąć kwadraty o boku 15 cm, a następnie dopasować je do metalowej formy do pieczenia muffinów i pozaginać - przyznajcie sami, że jest to proste. Podczas dekorowania muffinek papier Paclan przydał mi się drugi raz - użyłam go do wykonania tuby do nakładania kremu - dzięki dwustronnej warstwie silikonu bardzo dobrze sprawdził się w tej roli: nie targał się, ani nic nie przeciekało. Te czekoladowe muffinki na pewno jeszcze nie raz pojawią się na naszym stole!
Muffiny
- 2 szklanki mąki pszennej
- 1/2 szklanki cukru
- 100 g gorzkiej czekolady
- 2 łyżki kakao
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 szklanka mleka
- 1/2 szklanki oleju słonecznikowego
- 1 jajko
- 4 czubate łyżki wiśni w syropie
Krem
- 300 g gorzkiej czekolady
- 500 g serka mascarpone
Do dekoracji
- wiśnie w syropie
- listki melisy
Dodatkowo
- papier do pieczenia Paclan
W jednej misce mieszamy składniki suche, czyli mąkę, cukier, posiekaną czekoladę, kakao i proszek do pieczenia, a w drugiej składniki mokre: mleko, olej, jajko i wiśnie w syropie. Następnie łączymy zawartość obydwu misek. Formę do pieczenia muffinów wykładamy papilotkami wykonanymi z papieru do pieczenia i wypełniamy je ciastem do 3/4 wysokości. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni C. przez 15 minut. W kąpieli wodnej rozpuszczamy 300 g czekolady, a następnie miksujemy ją z serkiem mascarpone na gładki krem. Tak przygotowany czekoladowy krem wykładamy na muffiny. Na samej górze umieszczamy jedną wiśnię z syropu. Całość dekorujemy listkami melisy.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia muffinek na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
Ciasto na dojrzewający piernik staropolski
Przepis na ciasto na staropolski piernik dojrzewający pojawiło się już kiedyś na blogu przy okazji pieczenia pierniczków staropolskich. Ale żebyście nie musieli go za długo szukać, to podaję go jako osobny przepis. Ciasto najlepiej jest przygotować 3-4 tygodnie przed pieczeniem, a więc jakieś 4-5 tygodni przed Świętami. Tak więc to już ostatni dzwonek na jego przygotowanie! Z ciasta można zarówno upiec duży piernik, jak i małe pierniczki!
- 1/2 litra miodu (użyłam wielokwiatowego)
- 2 niepełne szklanki cukru
- 250 g margaryny
- 1 kg + 1 szklanka mąki tortowej - około 1150g
- 3 jajka
- 3 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej
- 125 ml mleka
- szczypta soli
- 2 opakowania przyprawy do piernika
- 1/2 szklanki posiekanych orzechów włoskich
- 1/2 szklanki posiekanych orzechów laskowych
- 1/2 szklanki rodzynek
Miód, cukier i margarynę podgrzewamy, ciągle mieszając aż wszystkie składniki się połączą, a następnie odstawiamy do ostygnięcia. Sodę rozpuszczamy w zimnym mleku. Do ostudzonej masy miodowej dodajemy mąkę wymieszaną z przyprawą do piernika, jajka, sól i rozpuszczoną w mleku sodę. Ciasto zagniatamy na jednolitą masę. Pod koniec dodajemy posiekane orzechy i rodzynki. Ciasto przekładamy do emaliowanego, szklanego lub kamionkowego naczynia, przykrywamy folią spożywczą i wkładamy do lodówki na 3-4 tygodnie. Instrukcje co zrobić z ciastem po upływie tego czasu, znajdziecie TUTAJ i TUTAJ.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia ciasta na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
środa, 19 listopada 2014
Babka dyniowa z orzechami
Po powrocie z Neapolu ciężko nam się przyzwyczaić do zimnej i deszczowej pogody w Polsce. Tam chodziliśmy w koszulkach z krótkimi rękawami, a tutaj ubieramy się w grube kurtki, owijamy się szalikami i chowamy pod parasolami. Brakuje nam słońca i ciepła, neapolitańskich uliczek i Wezuwiusza górującego nad miastem. Po zakończeniu urlopu pocieszamy się aromatyczną babką dyniową z orzechami włoskimi. Gdy za oknem pada deszcz, kawałek babki z kubkiem parującej kawy pomaga dotrwać do końca dnia...
- 500 g dyni piżmowej (można użyć innej)
- 220 g masła
- 200 g cukru trzcinowego
- 5 jajek
- 400 g mąki
- 12 g proszku do pieczenia
- 100 g posiekanych orzechów włoskich
- lukier
Dynię obieram, kroimy na mniejsze kawałki, zalewamy wodą i gotujemy do miękkości. Ugotowaną dynię przekładamy na durszlak, żeby ociekła z wody, a następnie rozdrabniamy ją blenderem na gładkie puree. Masło ucieramy z cukrem. Następnie stopniowo dodajemy po jednym jajku, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia oraz puree dyniowe. Na końcu dorzucamy posiekane orzechy włoskie. Ciasto przelewamy do formy. Użyłam silikonowej formy na babkę (z kominem) o średnicy 22 cm i wysokości 12 cm. Jeśli użyjecie blaszanej formy, to nie zapomnijcie jej wysmarować masłem lub margaryną i dokładnie wysypać kaszą manną lub bułką tartą. Babkę pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury około 190 stopni C. przez 45-50 minut. Wystudzone ciasto polewamy lukrem.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia ciasta na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
niedziela, 2 listopada 2014
Krem z dyni z cynamonem
Mrok zapada co raz szybciej, a wieczory są zimne i ponure. Rozgrzewająca i niezwykle aromatyczna zupa dyniowa z cynamonem jest idealnym zakończeniem późnojesiennych dni. A jej optymistyczny żółty kolor i lekko słodkawy smak skutecznie przegania wszystkie smutki :)
- 1 nieduża dynia piżmowa
- 3-4 ziemniaki
- 1 mała cebula
- prażone pestki dyni z cynamonem
- cynamon
- pieprz
- sól
Warzywa obieramy, kroimy, zalewamy wodą i gotujemy pod przykryciem do miękkości. Ugotowane warzywa rozdrabniamy blenderem na gładki krem i doprawiamy go do smaku solą, pieprzem oraz cynamonem. Cynamonu nie należy żałować, ale uważajcie też żeby z nim nie przesadzić. Zupę podajemy posypaną prażonymi pestkami dyni z cynamonem. Można do niej dorzucić również chrupiące grzanki.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia zupy na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
poniedziałek, 27 października 2014
Szybkie ciasto dyniowe
Pogoda zdecydowanie nas nie rozpieszcza... Piękna złota jesień poszła sobie w siną dal, a na jej miejsce przyszły mgły, niskie temperatury i chmury. W takie bure dni, gdy najchętniej nie wystawiałoby się nosa z domu, humor poprawi Wam ciasto dyniowe. Dynia swoim radosnym kolorem przegania wszystkie smutki, więc co sił w nogach biegnijcie do kuchni i zabierajcie się pieczenie tego ciasta!
- 2 szklanki drobno startej dyni (użyłam piżmowej, ale może być inna)
- 2 szklanki mąki pszennej
- 2 szklanki cukru
- 1 i 1/4 szklanki oleju
- 4 jajka
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżeczki sody oczyszczonej
- cukier puder do posypania po wierzchu
Jajka ucieramy z cukrem na puszystą masę, a następnie stopniowo dodajemy do niej mąkę i olej. Na końcu dodajemy startą dynię, proszek do pieczenia oraz sodę. Ciasto przelewamy do wysmarowanej margaryną i wysypanej bułką tartą formy (użyłam tortownicy o średnicy 20 cm). Pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury 200 stopni C. przez około 50-55 minut. Po upieczeniu i wystudzeniu, ciasto posypujemy po wierzchu cukrem pudrem.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia ciasta na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
poniedziałek, 20 października 2014
Krem z pieczonych pomidorów
Mięsiste pomidory pieczone z czosnkiem i świeżą bazylią - chyba nie ma lepszego połączenia! Niezwykle aromatyczna i gęsta zupa, która z nich powstanie, jest idealna na chłodne jesienne dni.
- 1 kg pomidorów
- 4-5 dużych ząbków czosnku
- garść świeżych listków bazylii
- opcjonalnie bulion warzywny
- pieprz
- sól
Pomidory kroimy na połówki lub ćwiartki i układamy je w naczyniu żaroodpornym. Czosnek siekamy, ale niezbyt drobno i posypujemy nim pomidory. Na wierzchu układamy listki bazylii. Całość skrapiamy oliwą i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temperatury około 200 stopni C. na 30 minut. Po tym czasie pomidory z czosnkiem i bazylią rozdrabniamy blenderem na gładki krem, doprawiamy go do smaku solą oraz pieprzem. Zupa wychodzi naprawdę bardzo gęsta! Taka nam odpowiada, ale jeśli chcielibyście ją rozrzedzić, to połączcie ją z bulionem warzywnym. Zupę podajemy z opieczonymi kromkami bagietki.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia zupy na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
niedziela, 19 października 2014
Babciny rosół drobiowy
Rosół nie jest moją ulubioną zupą. Jak mam do wyboru pomidorową, barszcz czerwony i rosół, to na stop procent wybiorę którąś z tych dwóch pierwszych zup. Wyjątek robię jedynie u Babci Helenki, bo jej rosół smakuje najlepiej na świecie! Wprawdzie babciny rosół jadam nietypowo: bo z ziemniakami. Każdy kto to widzi, robi wielkie oczy ze zdziwienia, ale co ja poradzę na to, że taki najbardziej mi smakuje :) Ostatnio sama gotowałam rosół z babcinego przepisu i chociaż wyszedł mi bardzo dobry, to nie smakował tak jak ten babciny. Zapewne brakło sekretnego babcinego składnika: miłości do wnuczki :)
- ćwiartka kurczaka + 1 porcja rosołowa
- 3-4 marchewki
- 1-2 pietruszki
- kawałek selera
- kawałek pora
- 1 cebula
- 2 liście laurowe
- 2-3 ziela angielskie
- gałązka lubczyku
- pieprz
- sól
Mięso wkładamy do garnka i zalewamy wodą, tak aby było przykryte. Zagotowujemy je i zbieramy szumowiny, które utworzyły się na powierzchni. Dodajemy obrane warzywa: marchewki, pietruszki, selera i pora. Cebulę pozbawiamy pierwszej zewnętrznej łupiny, a pozostałe zostawiamy. Cebulę przecinamy na pół i każdą z połówek opalamy nad ogniem, tak aby była prawie czarna. Tak przygotowaną cebulę wrzucamy do garnka. Wsypujemy około 1 łyżeczkę soli, ziele angielskie, liście laurowe oraz gałązkę lubczyku i całość gotujemy na jak najmniejszym ogniu do czasu aż wszystkie warzywa będą miękkie. Należy uważać aby rosół się nie zagotował, gdyż wtedy zmętnieje. Gotowy rosół doprawiamy jeszcze do smaku pieprzem i w miarę potrzeby solą. Podajemy z makaronem nitki, obficie posypany natką pietruszki. Jeśli chcemy aby rosół był mniej tłusty, to ugotowany zostawiamy do całkowitego wystudzenia - tłuszcz zastygnie wtedy na powierzchni i możemy go zebrać za pomocą łyżki.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia rosołu na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
piątek, 17 października 2014
#WYZWANIE10JAKÓW
Czym są jaki każdy chyba wie... To duże ssaki zamieszkujące Tybet, Indie i Chiny. Żyją tam na wolności oraz w udomowionych stadach. Są wykorzystywane jako zwierzęta juczne. Pozyskuje się z nich również wełnę oraz mleko. Młode jaki pełną dorosłość osiągają dopiero po około 6-8 latach, ale samice opiekują się swoim potomstwem tylko przez rok - po tym czasie młode muszą radzić sobie same. Dzielnie znoszą niekorzystne warunki otoczenia (niedobór paszy na wysoczyznach górskich, niedostatek tlenu i niskie temperatury - średnia wynosi tam ok. 0 °C, zimą temperatury spadają niekiedy nawet do -50°C). Jankowi ze Stay Fly młode jaki będące pod opieką matek przez stosunkowo krótki czas, skojarzyły się z sytuacja dzieci z rodzin trudnych i problemowych. Dzieci te, mimo że są jeszcze niepełnoletnie, często chodzą sobie samopas i same zajmują się sobą. Są pozbawione opieki rodziców, której tak bardzo potrzebują! Tak jak jaki znoszą złe warunki w swoim otoczeniu.
Zdjęcie pochodzi ze strony: http://catchthemes.com/demo/simplecatch-pro/catch-themes/nepal-himalayas-yak/ |
Takie zaniedbane, samotne i potrzebujące pomocy dzieci wspiera Akademia Przyszłości stworzona przez Stowarzyszenie Wiosna. Tak, to to samo stowarzyszenie, które co roku organizuje akcję Szlachetna Paczka. Na stronie Akademii Przyszłości możemy przeczytać, że wolontariusze Akademii sprawiają, że dzieci, które dotychczas czuły się nieważne, mogą poczuć się wyjątkowe. Wolontariusze nie zmieniają świata dzieci, nie usuwają przeszkód z ich drogi, ale uczą je, jak sobie w tym świecie radzić! Uświadamiają im, że nie muszą podążać jedną - często złą - ścieżką, ale pokazują nowe alternatywne drogi.
#WYZWANIE10JAKÓW ma na celu zwrócenie uwagi na sytuację dzieci z rodzin problemowych oraz wsparcie Akademii Przyszłości symboliczną kwotą 10 zł. Każda z nominowanych osób, która nie podejmie wyzwania w ciągu 24 godzin, powinna wpłacić taką (lub większą) kwotę na konto Akademii. Chociaż oczywiście warto i podjąć #WYZWANIE10JAKÓW, i wspomóc Akademię Przyszłości jakąś kwotą - jedno nie kłóci się z drugim, a nawet idą razem w parze, bo można się kreatywnie wykazać podczas internetowej zabawy i wspomóc dzieci. Kilka lat temu sama jako wolontariusz pracowałam z dzieciakami w świetlicy socjalnej i wiem, że każda nawet drobna pomoc, okazanie zainteresowania czy chociażby wspólna zabawa są przez dzieci przyjmowane z radością. Jednocześnie w takich świetlicach często brakuje podstawowych sprzętów czy przyborów papierniczych - więc naprawdę każda, nawet drobna wpłata się liczy :)
A o chodzi w samym #WYZWANIU10JAKÓW? Jak pisze Janek - pomysłodawca wyzwania - "w naszej kulturze od dziesiątek lat funkcjonują utarte, szablonowe porównania. Są używane tak często, że już w zasadzie na nikim nie robią wrażenia. A blogowanie, czy w ogóle, wychodząc po za tę konkretną formę, pisanie bez wywoływania u odbiorcy emocji mija się z celem. Stąd #wyzwanie10jaków. W akcji chodzi o to, że kreatywnie przerabiamy najbardziej oklepane porównania, żeby, tak jak wolontariusz pokazuje dziecku, że jest inna droga, udowodnić, że można złamać utarte schematy i nie wybierać oczywistej ścieżki".
Mnie do #WYZWANIA10JAKÓW nominowała Ada z Pora coś zjeść - dziękuję :) Nie przedłużając nominuję więc kolejne 3 osoby: Gosię ze Zdrowa Kuchnia Sowy, Dominikę z Domi w kuchni i Patrycję z Miksturównika. Wasze zadanie to rozwinięcie znajdujących się poniżej porównań (w formie posta na blogu lub swoim blogowym fanpage). Jeśli nie zrobicie tego w ciągu 24 godzin od nominacji, powinniście wpłacić 10 zł na rzecz Akademii Przyszłości. Ale jak pisałam powyżej: warto i podjąć wyzwanie i wpłacić kwotę :) Nominujcie również kolejne osoby - niech akcja się rozprzestrzenia co raz dalej i dalej!
A poniżej moje 10 JAKÓW:
1. Klnie jak szewc.
Klnie jak kierowcy jadący w korku za rowerzystą na wąskiej drodze i niemogący go wyprzedzić. Doświadczone z perspektywy rowerzystki ;)
2. Zabiera się jak pies do jeża.
Zabiera się jak autorka tego bloga do prasowania ;)
3. Proste jak drut.
Proste jak świński ogonek.
4. Idzie jak krew z nosa.
Idzie jak wskazówki zegara, gdy do wyjścia z pracy zostało 15 minut.
5. Brzydki jak noc listopadowa.
Brzydki jak Sam Wiesz Kto :)
6. Nudne jak flaki z olejem.
Nudne jak obrady polskiego Sejmu.
7. Kłamie jak z nut.
Kłamie jak mąż mówiący, że zaraz wyniesie śmieci ;)
8. Wyskoczył jak Filip z konopi.
Wyskoczył jak pies z domu na spacer.
9. Tani jak barszcz.
Tani jak mirabelki i szczaw.
10. Siedzi cicho jak mysz pod miotłą.
Siedzi cicho jak dziecko, które coś zbroiło.
Do dzieła blogerzy!
środa, 15 października 2014
Suszone pomidory w oliwie
Sezon na pomidory Lima już praktycznie dobiegł końca. Na placach targowych można jeszcze je kupić, ale jest to już końcówka. Dość długo zbierałam się z opublikowaniem tego przepisu, ale w końcu się udało. Jeśli lubicie suszone pomidory, to koniecznie go wypróbujcie. Może jeszcze uda Wam się kupić jakieś ładne sztuki i ususzyć chociaż jeden słoiczek.
- pomidory Lima
- świeże listki bazylii
- oliwa z oliwek
- czosnek
- sól
Pomidory myjemy, osuszamy, przekrawamy na połówki, delikatnie oprószamy solą i układamy na sitach suszarki do żywności. Pomidory suszymy najpierw na najwyższej mocy, a pod koniec koniec suszenia stopniowo zmniejszamy moc. W mojej suszarce pomidory suszyłam przez około 18-20 godzin. Suszenie pomidorów w piekarniku trwa trochę krócej - czas suszenia i temperaturę musicie sami dostosować do własnych piekarników. Ususzone pomidory układamy w słoikach razem z obranymi ząbkami czosnku i świeżymi listkami bazylii. Całość zalewamy ciepłą oliwą, szczelnie zakręcamy.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia suszonych pomidorów na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
niedziela, 12 października 2014
Krem z batatów z mleczkiem kokosowym i kolendrą
Zupa w sam raz na jesienne dni. Gęsta i kremowa. Słodycz batatów,
kokosowe mleczko i wyrazista kolendra to idealne połączenie!
Nie wierzycie? Przekonajcie się sami!
- 500 g batatów
- 2 niewielkie zwykłe ziemniaki
- 1 mała cebula
- 2-3 łyżki mleczka kokosowego
- świeża kolendra
- pieprz
- sól
Wszystkie warzywa obieramy, kroimy i wrzucamy do garnka. Zalewamy je wodą, tak aby były przykryte. Gotujemy do miękkości. Następnie całość rozdrabniamy blenderem na gładki krem. Do zupy dodajemy mleczko kokosowe i doprawiamy solą oraz pieprzem. Przed podaniem obficie posypujemy posiekaną kolendrą.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia zupy na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
poniedziałek, 6 października 2014
Sernik z fioletową marchwią
Jeden sernik z fioletową marchwią już jest na blogu. Ten jest do niego podobny,
ale jednak inny, elegancki. Ma bardziej zwartą konsystencję, a jednocześnie jest delikatny.
Posypany jedynie cukrem pudrem, a nie jak poprzednio z karmelem i orzechami
laskowymi. Ciasto w sam raz do jesiennej kawy.
Kruchy spód
- 200 g mąki
- 125 g zimnego masła
- 3 łyżki cukru
- 1 jajko
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
Masa serowa
- 1 kg mielonego twarogu sernikowego
- 300 g fioletowej marchwi
- 1 szklanka cukru
- 3 jajka
- 3 żółtka
- 100 g roztopionego masła
- 4 łyżki mąki ziemniaczanej
- 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
Wyrabiamy ciasto. Schłodzone rozwałkowujemy i wykładamy nim tortownicę o średnicy 28 cm. Ciasto podpiekamy w temp. 180 stopni C. Marchew gotujemy i rozdrabniamy na puree. Jajka i żółta miksujemy z cukrem. Stopniowo dodajemy cały czas miksując: mąkę, masło, ekstrakt, puree marchwiowe, a na końcu ser. Masę wylewamy na podpieczony spód. Pieczemy w temperaturze 160 stopni C. przez 60 minut.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia ciasta na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
środa, 1 października 2014
Muffiny dyniowe
Jeśli ktoś kazałby mi wymienić jedno jedyne warzywo kojarzące mi się z jesienią, to zdecydowanie postawiłabym na dynię! Wy też? Lubię dynie nie tylko za ich smak i uniwersalność (świetnie pasują zarówno do wytrawnych, jak i do słodkich dań), ale również za całą paletę kolorów i kształtów. Przyznajcie, że są piękne! Tak więc jesienią kilka dyniek zawsze leży u nas na stole w kuchni i cieszy oczy. Im bliżej zimy, tym kolekcja dyń maleje, bo stopniowo kończą w różnych potrawach. Jakiś czas temu z części dorodnej dyni powstały pyszne muffinki.
- 2 szklanki mąki pszennej
- 1/2 szklanki cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 szklanka mleka
- 1/2 szklanki oliwy
- 2 jajka
- 2 szklanki dyni startej na grubej tarce
- cukier puder do posypania muffinek po wierzchu
W jednej misce mieszamy składniki suche: mąkę, cukier, proszek do pieczenia oraz dynię. W drugiej misce mieszamy składniki mokre: mleko, oliwę i jajka. Następnie zawartość obydwu misek łączymy ze sobą. Formę do pieczenie muffinek wykładamy papierowymi papilotkami i wypełniamy je ciastem do 3/4 wysokości. Muffinki pieczemy w piekarniku nagrzanym do temperatury 190 stopni C. przez około 20 minut. Upieczone i wystudzone muffiny posypujemy po wierzchu cukrem pudrem.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia muffinek na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
wtorek, 30 września 2014
Poznań wart poznania!
W tym roku dość wolno idzie mi przedzieranie się przez zdjęcia z urlopu. Z 3 tygodni urlopu przywieźliśmy prawie 3 tysiące zdjęć, więc segregować jest co! Jak na razie udało mi się przebrać Poznań - nic dziwnego, bo byliśmy tam tylko jeden dzień - i połowę Madery. A w kolejce czeka dalsza część zdjęć z tej uroczej portugalskiej wyspy i całe Podlasie. Muszę się sprężyć, bo za miesiąc z hakiem szykuje się kolejny wyjazd, więc warto byłoby do tego czasu uporać się ze zdjęciami z poprzedniego urlopu.
A tymczasem zabieram Was w krótką podróż po stolicy Wielkopolski. Poznań od dawna chciałam zobaczyć, ale jakoś zawsze było nam nie po drodze - w końcu to prawie 500 km od Krakowa. W tym roku w końcu nadarzyła się okazja, więc ochoczo z niej skorzystaliśmy. W Poznaniu byliśmy tylko przez jeden dzień. O ile na pobieżne zwiedzenie najważniejszych miejsc była to wystarczająca ilość czasu, to już kuchni wielkopolskiej w kilka godzin poznać się nie da... Żałujemy, bo kuchnia wielopolska obfituje w wiele ciekawie brzmiących - a zapewne i smacznych - potraw. Przyznajcie sami, że ślepe ryby, rzadkie pyrki, plyndze, szagówki, kulanki czy kluchy na łachu brzmią intrygująco! W żaden sposób nie dalibyśmy rady tego wszystkiego zjeść, a to tylko kilka z wielu wielkopolskich potraw. Zdecydowaliśmy się więc spróbować dwóch rzeczy, które chyba każdemu kojarzą się z Poznaniem, a mianowicie rogali świętomarcińskich i pyr z gzikiem. Rogale są produktem Chronionym Oznaczeniem Geograficznym i mają certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, która zobowiązuje cukierników do wypiekania rogali według tradycyjnej receptury i użycia składników najwyższej jakości. Historia pieczenia rogali zrodziła się w 1891 roku, gdy proboszcz parafii św. Marcina, Jan Lewicki, zaapelował do wiernych aby wzorem patrona zrobili coś dla biednych. W przekazach kościelnych św. Marcin był znany ze swojej dobroci i pomocy biednym. Jak głosi legenda pewnego dnia odwiedzając wiernych na swoim białym koniu zgubił podkowę, którą podniósł miejscowy cukiernik i wzorując się jej kształtem uformował ciasto z migdałami. Gdy rogale były upieczone – pamiętając o intencjach świętego – rozdał je potrzebującym. Obecny na wspomnianej mszy jeden z cukierników Józef Melzer, który pracował w pobliskiej cukierni, namówił swojego szefa, aby upiec rogale. I tak Rogale Świętomarcińskie trafiły na poznańskie ulice, gdzie bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk, a biedni otrzymywali go za darmo. Rogale cieszyły się takim powodzeniem, że zwyczaj wypieku w 1901 roku przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Oczywistym więc było, że kupiliśmy rogale oznaczone certyfikatem - bo jak już jeść, to tylko prawdziwe! Dodatkowo udało nam się trafić na rogale, które wygrały konkurs na najlepszego rogala świętomarcińskiego. Rogale były naprawdę dobre! Zjedliśmy je na śniadanie na poznańskim Starym Rynku. Pyszne rogale, aromatyczna kawa i widok na urocze kolorowe domki budnicze - to był naprawdę wyśmienity początek dnia!
A tymczasem zabieram Was w krótką podróż po stolicy Wielkopolski. Poznań od dawna chciałam zobaczyć, ale jakoś zawsze było nam nie po drodze - w końcu to prawie 500 km od Krakowa. W tym roku w końcu nadarzyła się okazja, więc ochoczo z niej skorzystaliśmy. W Poznaniu byliśmy tylko przez jeden dzień. O ile na pobieżne zwiedzenie najważniejszych miejsc była to wystarczająca ilość czasu, to już kuchni wielkopolskiej w kilka godzin poznać się nie da... Żałujemy, bo kuchnia wielopolska obfituje w wiele ciekawie brzmiących - a zapewne i smacznych - potraw. Przyznajcie sami, że ślepe ryby, rzadkie pyrki, plyndze, szagówki, kulanki czy kluchy na łachu brzmią intrygująco! W żaden sposób nie dalibyśmy rady tego wszystkiego zjeść, a to tylko kilka z wielu wielkopolskich potraw. Zdecydowaliśmy się więc spróbować dwóch rzeczy, które chyba każdemu kojarzą się z Poznaniem, a mianowicie rogali świętomarcińskich i pyr z gzikiem. Rogale są produktem Chronionym Oznaczeniem Geograficznym i mają certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, która zobowiązuje cukierników do wypiekania rogali według tradycyjnej receptury i użycia składników najwyższej jakości. Historia pieczenia rogali zrodziła się w 1891 roku, gdy proboszcz parafii św. Marcina, Jan Lewicki, zaapelował do wiernych aby wzorem patrona zrobili coś dla biednych. W przekazach kościelnych św. Marcin był znany ze swojej dobroci i pomocy biednym. Jak głosi legenda pewnego dnia odwiedzając wiernych na swoim białym koniu zgubił podkowę, którą podniósł miejscowy cukiernik i wzorując się jej kształtem uformował ciasto z migdałami. Gdy rogale były upieczone – pamiętając o intencjach świętego – rozdał je potrzebującym. Obecny na wspomnianej mszy jeden z cukierników Józef Melzer, który pracował w pobliskiej cukierni, namówił swojego szefa, aby upiec rogale. I tak Rogale Świętomarcińskie trafiły na poznańskie ulice, gdzie bogatsi poznaniacy kupowali smakołyk, a biedni otrzymywali go za darmo. Rogale cieszyły się takim powodzeniem, że zwyczaj wypieku w 1901 roku przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Oczywistym więc było, że kupiliśmy rogale oznaczone certyfikatem - bo jak już jeść, to tylko prawdziwe! Dodatkowo udało nam się trafić na rogale, które wygrały konkurs na najlepszego rogala świętomarcińskiego. Rogale były naprawdę dobre! Zjedliśmy je na śniadanie na poznańskim Starym Rynku. Pyszne rogale, aromatyczna kawa i widok na urocze kolorowe domki budnicze - to był naprawdę wyśmienity początek dnia!
niedziela, 28 września 2014
Jesienny numer Małopolskiego Apetytu
Jesień już na dobre do nas zawitała. Czasem jest to piękna i słoneczna polska złota jesień, a czasem deszczowa, zimna i pochmurna. A skoro jest już jesień, to oznacza to, że nadeszła pora na kolejny numer Małopolskiego Apetytu - Magazynu Blogerów Kulinarnych!
Magazyn jest dostępny online i jest całkowicie bezpłatny,
a żeby go przeczytać wystarczy kliknąć TUTAJ lub na zdjęcie poniżej.
Wewnątrz Małopolskiego Apetytu znajdziecie mnóstwo jesiennych przepisów - w tym 6 moich. A ponadto przeczytacie wywiad z szefem kuchni w Restauracji Hotelu Copernicus i dowiecie się czy tradycyjna polska kuchnia może być "fit", poznacie sposoby zamknięcia smaków lata i jesieni w słoikach - zdradzimy Wam też jak pomysłowo ozdobić słoiki z przetworami żeby były cieszącym oko prezentem. Jesień to przede wszystkim jabłka i grzyby, więc dwa główne działy jesiennego numeru są poświęcone właśnie tym produktom. W jesiennym numerze zabierzemy Was też na wyprawę do barwnego i pachnącego przyprawami Maroka - pochwalę się, że jestem jego autorką. A co jeszcze tam znajdziecie? To już przekonajcie się sami :)
Tak więc zachęcam was do lektury naszego Magazynu!
Owocowy kawior
Różowe galaretkowe kuleczki widziałam już dość dawno temu na blogu Gosi. Obiecałam sobie, że kiedyś na pewno je zrobię i właśnie w piątek nastała ta chwila. Przy okazji odkryłam, że agar to coś stworzonego dla mnie! Do tej pory nigdy go nie używałam - zawsze tylko żelatyna - a tu okazało, że płyny z dodatkiem agaru bardzo szybko tężeją! Dla mnie - często robiącej dużo rzeczy na ostatnią chwilę, w tym również desery - to coś idealnego! Wracając do owocowych galaretkowych kuleczek - można je zrobić tylko z agarem. Z żelatyną raczej nie wyjdą, gdyż ma ona zbyt długi czas tężenia. Takie kuleczki wyglądem przypominające kawior będą świetnym dodatkiem do deserów. Można je przygotować również w wersji wytrawnej, np. z octu balsamicznego czy innego sosu.
- 150 ml dowolnego płynu - ja użyłam czerwonego napoju frugo
- 2 g agaru
- 1/2 szklanki oleju
- zakraplacz (do kupienia w aptece)
Olej wstawiamy do lodówki i mocno go schładzamy. W moim przypadku wystarczyło włożenie szklanki z olejem na kilkanaście minut do zamrażalnika. Frugo mieszamy z agarem i doprowadzamy do wrzenia. Gorący płyn wciągamy do zakraplacza i po kropelce wpuszczamy do zimnego oleju. Po kilku chwilach kulki zastygają - odcedzamy je wtedy na sitku i przepłukujemy zimną wodą, żeby pozbyć się resztek oleju.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia owocowego kawioru na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
sobota, 27 września 2014
Chipsy figowe
Lubicie figi? Bo ja bardzo! I to w każdej postaci: zarówno te świeże, jak i suszone. A że ostatnio w naszym domu pojawiła się suszarka do owoców i warzyw, to postanowiłam zachować smak fig na dłużej i zrobiłam z nich cienkie chipsy figowe. Smakują zupełnie inaczej niż figi suszone w całości, ale też są pyszne! I co najważniejsze: zawierają tylko naturalnie występujące w owocach cukry! Większość już zniknęła, więc jak tylko uda mi się jeszcze kupić figi w tym roku, to na pewno zrobię kolejną partię figowych chipsów.
Figi myjemy, osuszamy i kroimy w cienkie około 2-3 mm plasterki. Plasterki fig układamy na sitach suszarki i suszymy początkowo na najwyższej mocy, a potem na niższej. Suszenie fig w mojej suszarce zajęło mi około 16 godzin. Czas suszenia zależy od mocy suszarki i grubości plasterków. Gotowe chipsy figowe przechowujemy w szczelnie zamkniętym pojemniku lub słoiku.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia potrawy na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.
czwartek, 25 września 2014
Boczniaki w panierce
Boczniaki w panierce - zaraz obok kotletów z cukinii i kotletów sojowych - są jednym z kulinarnych wspomnień z dzieciństwa. Szybki obiad czy kolacja na ciepło? Zdecydowanie była to jedna z tych trzech wymienionych rzeczy. Niby nic, ot zwykłe grzyby - ale za to jakie dobre! Czasem warto wracać do zwyczajnych starych potraw. A wy lubicie boczniaki w panierce?
- boczniaki
- jajko
- mąka
- bułka tarta
- sól
- olej do smażenia
Boczniaki oprószamy solą i odstawiamy na kilka minut. W miseczce roztrzepujemy jajko. Boczniaki obtaczamy najpierw w mące, następnie w jajku, a na końcu w bułce tartej - tak przygotowane grzyby smażymy na rozgrzanym oleju na zloty kolor z obydwu stron. Usmażone boczniaki odkładamy na papierowy ręcznik kuchenny, aby odsączyć je z nadmiaru tłuszczu. Podajemy gorące.
Drogi Czytelniku, jeśli wykorzystałeś ten przepis, zapraszam Cię
do przesłania zdjęcia potrawy na adres mailowy: anna.m.loska@gmail.com.
Zdjęcie zostanie dołączone do albumu na Facebooku z potrawami wykonanymi przez Czytelników.