Jakiś czas temu wybraliśmy się do warszawskiego Teatru Roma na Deszczową piosenkę. Korzystając z pobytu w stolicy, postanowiliśmy odwiedzić gruzińską restaurację Gaumarjos, znaną między innymi z Kuchennych rewolucji. Kuchnia gruzińska to jedna z moich ulubionych kuchni. Pokochałam ją podczas naszego pobytu Gruzji trzy lata temu i od tego czasu wypróbowuję różne gruzińskie przepisy. Oczywistym było więc, że będąc w Warszawie, musimy zjeść obiad w Gaumarjos. Zwłaszcza, że właścicielami restauracji są Gruzini, więc można tam skosztować prawdziwej gruzińskiej kuchni. Zaraz po rozlokowaniu się w hostelu, pojechaliśmy na Al. Komisji Edukacji Narodowej 47, gdyż właśnie tam mieści się ta gruzińska restauracja.
Nie jest łatwo ją znaleźć, ale w końcu nam się udało. Niestety nie pomyśleliśmy o zrobieniu rezerwacji i okazało się, że wszystkie miejsca są zajęte lub zarezerwowane. Już mieliśmy niepocieszeni iść szukać jakiegoś innego miejsca na obiad, gdy Krzysiek zapytał jedną z kelnerek czy w najbliższym czasie nie zwolni się jakieś miejsce. Powiedziała, że być może coś się znajdzie, ale będziemy musieli poczekać. Ustaliliśmy, że czekamy maksymalnie pół godziny, bo przecież jeszcze musieliśmy zdążyć na wieczorne przedstawienie w Romie. Usiedliśmy więc w sklepiku z gruzińskimi winami, który znajduje się na parterze restauracji. Czułam się niemalże jak w Chinach, gdzie w wielu restauracjach są specjalne poczekalnie, w których czeka się na wolny stolik :)
Po około 20 minutach czekania w końcu zwolnił się jeden ze stolików i mogliśmy go zająć, ale z zastrzeżeniem, że mamy tylko 2 godziny czasu na jedzenie, bo potem stolik ten jest zarezerwowany. Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam, że udało nam sie dostać stolik. Ale gdybyście się tam wybierali, to koniecznie zróbcie wcześniej rezerwację, zwłaszcza w weekend. Na początku zamówiliśmy sobie gruzińską lemoniadę. W Gruzji piliśmy ja codziennie. Spośród wielu smaków wybraliśmy moją ulubioną - gruszkową. Cudownie było znowu poczuć jej smak... :) Jednak moim zdaniem lemoniada powinna być bardziej schłodzona.
Na drugi ogień poszły przystawki i wino. Zamówiliśmy chaczapuri. Duży talerz z 6 kawałkami
był idealny dla naszej czwórki. A chaczapuri było fantastyczne, smakowało
identycznie jak to, które jedliśmy w Gruzji.
Zamówiliśmy też butelkę czerwonego gruzińskiego wina Kindzmarauli. Piliśmy je w Gruzji podczas degustacji win w pałacu w Cinandali i od tej pory to nasze ulubione wino :)
Jako drugą przystawkę zamówiliśmy roladki z bakłażana z orzechami i pestkami granatu. Bardzo mi
się spodobało, że można zamawiać je na sztuki. Robiłam już takie w domu, więc może skusicie
się na ich przygotowanie, bo są bardzo smaczne. Przepis znajdziecie TUTAJ.
Po przystawkach przyszła pora na zupy. Ja i Piotrek zamówiliśmy sobie guptę, czyli
gruzińską wersję zupy pomidorowej podaną z klopsikami. Ot zwykła zupa,
nic nadzwyczajnego, ale jak dla mnie smaczna.
Natomiast Kasia i Krzysiek zdecydowali się lobio, czyli zupę fasolową z orzechami. Zupa była w formie kremu. Natomiast lobio, które jedliśmy w Gruzji miało kawałki fasoli. Ale z lobio jest tak, że jest jej tyle wersji ile gotujących - tak jak z naszym bigosem - niby jeden przepis, ale u każdego bigos
smakuje inaczej. Krzysiek i Kasia orzekli, że zupa jest zbyt mało wyrazista
i nie bardzo im smakuje.
Po zjedzeniu zup, zamówiliśmy kolejne dania. Kasia i Krzysiek znowu zdecydowali się na tą
samą potrawę, czyli na czanachi. Jest to jagnięcina w warzywach (bakłażan, cukinia, ziemniaki,
cebula, papryka i oczywiście mnóstwo świeżej kolendry, która w Gruzji jest dodawana
niemalże do wszystkiego). O ile zupa im nie smakowała, to nad czanachi rozpłynęli się
w zachwytach. Spróbowałam trochę od Krzyśka i było naprawdę bardzo dobre.
Piotrek wybrał sobie lulakebab, czyli kotleciki z mięsa mielonego
z ryżem i surówkami, które również mu smakowały, ale porcja była tak duża, że nie
był w stanie zjeść wszystkiego, zwłaszcza, że wcześniej zjedliśmy dwie przystawki i zupę.
Natomiast ja zamówiłam sonie tolmę paprykową. Wahałam się trochę czy wybrać tolmę
paprykową, czy tolmę w liściach winogron, ale w końcu zdecydowałam się na tą z papryką,
bo chciałam zobaczyć czy różni się od naszych rodzimych nadziewanych papryk. Tolma paprykowa
mi smakowała, a od naszych papryk różni się przede wszystkim doborem przypraw, które
nadają jej specyficznego smaku i dodatkiem sosu jogurtowo-czosnkowego. A tolmę
w liściach winogron zrobiłam sobie sama w domu - przepis znajdziecie TUTAJ.
Najedliśmy się tak, że ledwo mogliśmy się ruszać :)
W żadnym wypadku nie zmieścilibyśmy już deseru.
Dopiliśmy winko i ruszyliśmy w drogę powrotną do hostelu.
Restaurację Gaumarjos bardzo Wam polecam, bo jedzenie jest tam naprawdę smaczne,
takie jak w Gruzji. Wystrój również jest przyjemny - patrząc na rozwieszone na ścianach duże
zdjęcia z różnych zakątków Gruzji, zatęskniłam za tym krajem. Na pewno jeszcze kiedyś tam polecimy.
A Deszczową piosenkę w Teatrze Roma również Wam polecam.
Bo jak każde z przedstawień w Romie, była rewelacyjna!
czy to ta restauracja, którą rewolucjonizowała Magda Gessler? :) jeden z lepszych odcinków "Rewolucji" - a ze zdjęć i relacji widzę, że naprawdę warto tam zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńhttp://zapach-kuchni.blogspot.com
Mam w planach odwiedzić tą restaurację, widziałam ją w kuchennych rewolucjach. Jeszcze nie miałam do czynienia z gruzińską kuchnia a jednak chodzi za mną od pewnego czasu :)
OdpowiedzUsuńa ja pojechalam, po zobaczeniu Kuchennych Rewolucji i szczerze sie zawiodlam.... mieso w kazdej potrawie mialo taki sam smak,kelner ktory nas obslugiwal byl totalnie nieogarniety, a po samym jedzeniu mialam takie bole brzucha i biegunke ze 3 godz umieralam....wiec jak dla mnie szkoda bylo i czasu (ponad godzine jazdy autobusami w 1 strone)i pieniedzy no i zdrowia....
OdpowiedzUsuńHmmm... nam smakowało i nic nas nie bolało. Każda z zamówionych potraw miała inny smak. Nie wiem czym były spowodowane Twoje dolegliwości. Teraz tak na szybko się zastanawiam czemu tak było i nic mi nie przychodzi do głowy, bo generalnie ta restauracja ma bardzo dobre opinie.
UsuńJestem ciekawa czy khinkali jest tam takie same jak w Gruzji.
OdpowiedzUsuńChinkali tam nie próbowaliśmy, więc nie mogę się w tej kwestii wypowiedzieć :)
Usuń